Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Mindfulness

Samotna Świnica. Ponad zamglonym światem, ponad chmurami. Niebieskie horyzonty gór. Słoneczne i ciepło. Listopad w Tatrach znów zaskoczył.  A Eichelberger opowiadał mi o uważności. 

esencja listopada

 Ojców w późnojesiennej odsłonie. Jakby z listopada zrobić olejek do aromaterapii. Odsączyć z błota, odparować, skondensować, zamknąć w buteleczce... To tak właśnie wyglądałaby jedna esencjonalna kropla listopada. Do wdychania na pogłębienie depresji. Do inhalacji na wywołanie melancholii.

Ostatnie jagody

" Życie to jednak strata jest. "

Ostatnie jeżyny

Miejsca, w których epidemia i polityka nie mają znaczenia. Kamienie leżą jak leżały, drzewa stoją jak stały. Po deszczu między górami i lasami łagodnie snują się mgły. Przestrzeń spokoju. Króluje jesień. Jak co roku o tej porze. Festiwal kolorów - jak zawsze w październiku. Cisza aż promieniuje. Dźwięczy w uszach. Totalne zanurzenie we mgle i ciszy na górskiej polanie.  Droga na Krawców Wierch. 

"Tatuś Muminka i morze"

Pociąg łagodnie kołysał do powykręcanego snu. Zaskakująco długie noce w tym październiku. Warszawa tonęła we mgle. Lubię ten przejazd kolejowy nad warszawską Wisłą.  Przespałam zamek w Malborku. Ostatnio ciągle deszcze i czerwone strefy. A w Trójmieście zadziwiająco bardziej zielono niż jesiennie.

Słowacja w czterech smakach (4): bajkowa jesień i zemiakové placky so smotanou

 Zapach rudych traw. Ukryta przed światem dolina, gdzieś zupełnie daleko od cywilizacji. Słońce i jesień. Ukojenie. Białe baranki na krystalicznie niebieskim niebie. Delikatne świergotanie strumyka. Cudowny spokój i cisza nad Białym Stawem.  Lustro wody Zielonego Stawu odbija bajecznie jesienne kolory. Miejsce, do którego chcę wracać, i wracać... Nie do zatrzymania porywająco pięknie. Góry na wyciągnięcie ręki.

Późne lato na Gorcu

Ostatnio na Gorcu bywam często.  Tym razem w wersji slow .  Jak  Mogielica w tamtym roku .

Dwa światy

Pełnia tatrzańskich doznań. Trzeci raz na Orlej Perci. Spacer w chmurach. Zawrat - Kozi Wierch.

Słowacja w czterech smakach (3): Niebiańskie przestworza i ostatnie hranolky

Z Ewą mówiłyśmy, że tak będzie wyglądał raj: wieczna wędrówka granią o poranku, rześkim i słonecznym, na Jagnięcy Szczyt.  Wokół tańczyły chmury. Cisza. Piękniej być nie mogło.

Słowacja w czterech smakach (2): Żelazne drogi i domáce halušky

 Sierpień rozcykany koncertami świerszczy, wielkich skaczących pasikoników. Łąki kwietne w pełni kolorów, bogate i obfite. Bieganie. Takie pierwotne. Podążanie za intuicją. Ściany lasu. Horyzonty gór. Pierwsze krople deszczu uwolniły z rozgrzanej ziemi, rozgrzanych roślin zapachy. Zintensyfikowane leśne wonie. Przyjemnie wziąć głęboki oddech. Dłonie i spodenki w kolorze leśnych jagód. Leżałam na kocu w Niznej Boce i czytałam "Śmierć pięknych saren" Ota Pavel. Takie miejsce dalekie od wszystkiego. Mokra trawa z rana, cień wysokich drzew i świat czeskiego dzieciństwa. Wciągnął, zgodnie z oczekiwaniem. To podobno najlepsza antydepresyjna książka. I nagle zagrzmiało. W tym momencie nijaka dolina nabrała charakteru. To nie burzowy grzmot, ale przeciągły ryk z kamieniołomu. Świat wystraszył się i umilkł. Nawet szumiąca autami droga przejazdowa zamilkła. 

Słowacja w czterech smakach (1): zbawienny odpoczynek i pizza Colombiana

Nawet nie wiedziałam, że aż tak bardzo potrzebuję odpoczynku. Leniwego i biernego.  Modry dom w Spišské Bystré. Owoce małej czereśni jak ze wspomnień z wakacji u babci na wsi . Długie lipcowe dni. Hamak. Czytam "Emmę" Jane Austen.

Poza światem

Ponad światem. Upragniony oddech Tatrami. Wyczekany i wytęskniony. Powrót na  Orlą Perć po trzech latach . Zawrat i Kozia Przełęcz.

Las śpiewał

Najpierw było cicho i ciemno. Strach i gwiazdy. Potem zaczęło się rozjaśniać i las nucił pierwsze nieśmiałe piosenki. Las śpiewał. Wytrwała droga pod górę, żwawym rytmem, w błocie, przy ptasim śpiewie. Chciałam nakręcić komórką, a nagrałam w głowie. Polana o falujących trawach, jakby traw połonin. Ciepły wiatr, cudowna świeża rześkość letniego poranka. Inne zapachy w ciemnościach i inne o poranku. Tej nocy nie spałyśmy wcale. Ekipa wyjazdowa wykruszyła się ze strachu przed burzą. Zostałyśmy z Alą i Renią we trzy. Destynację z Babiej Góry zmieniłyśmy na bezpieczniejszy Gorc. I tak ruszyłyśmy z Krakowa w środku nocy w stronę Rzek. A z mrocznych Rzek prosto na Gorc przez ciemny, groźny las...  Dziewczyńska wyprawa na wschód słońca.  A gdy już każda z nas w duchu westchnęła z zawodu że nic spektakularnego dziś nie zobaczymy... Zjawiskowy spektakl chmur i ognistej kuli nas zaskoczył. W dali zarys Tatr. Niewidoczność Babiej Góry, gdz