Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2019

Nocne góry dla morsów

Gdy ląduje się w środku nocy gdzieś w mroźnym lesie największym marzeniem staje się powrót do ciepła i snu. Pomysł pójścia w góry wydaje się wtedy tak nienormalny, że szkoda się nad tym w ogóle zastanawiać. To podobnie jak z morsowaniem: trzeba po prostu iść. Nie rozmyślać, tylko realizować podjętą już decyzję. Potem się nie żałuje.

"Tu nie było w ogóle nic, jedynie hulał wiatr"

"Las zaczął rzednąć. Ukazały się potężne, szare góry, poprzecinane głębokimi, bagnistymi wąwozami, tylko szczyty sterczały wysoko, całkiem nagie. Tu nie było w ogóle nic, jedynie hulał wiatr. Po ogromnym niebie pędziły ciężkie, śniegowe chmury, wszystko było olbrzymie. Homek Toft obejrzał się, dolina wyglądała jak jakiś niewiele znaczący cień, daleko w tyle ." Tove Jansson " Dolina Muminków w listopadzie "

Listopadowe Pieniny

Morze jest dla cierpliwych

"Nie przejmuj się, nie ma tu nic gorszego niż my sami." Tove Jansson " Dolina Muminków w listopadzie "

Na granicy snu

Kiedy już pogodziliśmy się z deszczowym i mglistym weekendem przyszedł poniedziałek. A z nim słońce i bezchmurne niebo. Wyjątkowa droga przez las na Tarnicę. Pomieszanie z poplątaniem. Jednoczasowo jesień miksowała się z zimą i wiosną. Śnieg z drzew.  Z kolorowych liści spadały białe płatki. Z podmuchami wiatru w słońcu wirowały jesienne liście i wczorajszy śnieg.  Granica bieli powoli przesuwała się topniejąc pod październikowym słońcem.

Baza ludzi z mgły

Na szarym niebie nad Wetliną kołowały ptaki. Niezliczone czarne ptasie sylwetki. Pierwsze przymrozki i popłoch ucieczki. Głośny jazgot, zamieszanie. Hipnotyzujące układy formowania się do przelotu. Październikowe chłody i odloty.

Kowno

Mierzeja Kurońska

Kaliningrad

Mogielica w wersji slow

Ostatniego dnia sierpnia. Migawki chwil. Głos oddaję zdjęciom. 50 mm.

Święty Mikołaju, opowiedz jak tu było, jakie pieśni śpiewano, gdzie się pasły konie...

Lato. Sierpień. Przedostatni weekend sierpnia. Siedem lat temu (właśnie to sprawdziłam... SIEDEM lat temu!) byłam na Gorcstoku . Wspominam z rozrzewnieniem. Umawianie się na wspólny wyjazd na górskim forum, nocne wędrówki w górę. Spotkanie mnóstwa nowych ludzi, klimat koncertów i środowiska SKPB . Baza namiotowa, woda ze źródełka. Myśli, że też chciałabym na kurs przewodników beskidzkich (czy tam górskich). Ludzie w czerwonych polarach i z tajemniczą dla mnie górską wiedzą. Zaczarowanie tą atmosferą. Poezja śpiewana. Piosenki nie znane, ale chwytające za serce. Święty Mikołaju, opowiedz jak tu było, jakie pieśni śpiewano, gdzie się pasły konie...  W dzień odsypianie nocnych śpiewów przy ognisku. Ognisko płonęło i gitary grały aż po świt. Wschód słońca na polanie i panorama szczytów, które eksperci w czerwonych polarach rozpoznawali. Zachwyt.  Chciałam kiedyś tam wrócić.  I udało się w tym roku.

Priečne sedlo

" Orla Perć Słowacji ". Kolejne tatrzańskie marzenie - zrealizowane! Czerwona Ławka.  Długo zastanawiałyśmy się z Ewą dlaczego Priečne sedlo to po polsku Czerwona Ławka? A Sedielko to Lodowa Przełęcz? Dlaczego nie jest to tłumaczone dosłownie?  Zagadka. Na pierwsze pytanie znalazłam odpowiedź: Czerwona Ławka - przełęcz na wysokości 2352 m n.p.m. pomiędzy Małym Lodowym Szczytem a Spągą. (...) Polska nazwa związana jest z kolorem skał poniżej przełęczy, nazwa słowacka oznacza „poprzeczną przełęcz”. kultowa "drabinka" ;)

Cisza i przestrzeń

Zaletą pracy w nieregularnym trybie jest zwyczajnie wolny poniedziałek. W taki poniedziałek można robić wszystko. Na przykład wybrać się w Tatry przy znakomitych prognozach pogody. W planach nie miałam samotnej wędrówki. Ale taka właśnie mi się przydarzyła.

Taka Polska właśnie

Pan w niemodnych ciuchach i z ubytkami w zębach. Ulicznej modzie małych miasteczek daleko do efektów z "Metamorfozy" w TV i koszul nonszalancko częściowo włożonych w spodnie. Bazarowe trendy, kolory nie na czasie i bluzki z angielskimi napisami bez znaczeń. Dzieciaki nie odpychają się na biegowych rowerkach, ale śmigają z doczepianymi kółkami i niepotrzebnym kijem doczepionym z tyłu. Wspomnienia z czasów mojego dzieciństwa. W dużym mieście wydaje się, że wszystko mknie do przodu. Zagraniczni turyści, korporacje i studenci. Wszyscy znają angielski i choć podstawy korpomowy. Zero waste i food trucki. A tutaj czas płynie wolniej. Wcale znowu tak wiele się nie zmienia przez te mijające lata. Ławeczki przed domem, pnące się intensywnie barwne róże. Feeria kolorów w ogródkach. Spokój. Grill i palenisko pod piętrowymi blokami w lesie. W taki upał nagie klaty i wystające brzuszki za kierownicą i na osiedlowym podwórku.

Krywaniu, Krywaniu wysoki...

Krywań. Narodowa góra Słowaków.  Naród słowacki ruszył w upalną sobotę w góry razem z nami. Pierwszy weekend otwartych szlaków tatrzańskich. I nasze wiosenno-letnie otwarcie sezonu tatrzańskiego .

Zapachy lasu

Zamarzyło mi się być w lesie przed świtem. W takim wyjątkowym czasie. Gdy powietrze pachnie. Gdy ptaki dają koncert. Podziwiać wschód słońca w górach. Pobudka o wpół do drugiej w nocy. Z balkonu widać Wielki Wóz. Na osiedlu cisza. Owsianka na szybko. Ruszamy 2:15 i walcząc ze snem docieramy po godzinie na Przełęcz Gruszowiec.  Świat powoli się rozjaśnia. Te zapachy, to rześkie powietrze, atmosfera takiej przedziwnej pory... Wspomnienia bombardują. 

Rezerwat dla gringo

Czyli dzielnica Miraflores w Limie, stolicy Peru. Ostrzegano nas przez niebezpieczeństwami czającymi się w Limie. Kradzieżami z bronią w ręku, nieoznakowanymi taksówkami wywożącymi niewiadomogdzie. Ale nie w Miraflores. Bezpieczne miejsce. Zieleń, palmy, ocean. Wieżowce, hostele, sklepy. Biegaliśmy w poranek wielkanocny wzdłuż klifów. Rozbudzający się dzień szybko zmierzał w stronę parnego upału. Zastanawiałam się - gdzie my jesteśmy? Sporo białych biegało. Specjalnie wyznaczone ścieżki dla rowerów. Czysto, schludnie, zielono. Żeby dbać o siebie trzeba mieć na to czas i pieniądze. Co to za miejsce na ziemi? Niby Lima, niby Ameryka Południowa - ale zupełnie inaczej. Kontrast Miraflores i innych miejsc w miastach które widzieliśmy w naszej podróży kuł w oczy. Bezpiecznie i ładnie jak w rezerwacie. Rezerwacie dla gringo.

Wielki Piątek w Arequipie, Niedziela Wielkanocna w Limie

Wielki Tydzień i Wielkanoc spędziliśmy w Peru. Poza bardzo intensywnym zwiedzaniem i podróżowaniem mogliśmy doświadczyć przeżyć tego czasu w szczególny sposób.

Sztuka współczesna latynoska

Wytrwale poszukiwałam Muzeum Sztuki Współczesnej w Ameryce Południowej. Najpierw pełna nadziei w boliwijskim La Paz . Dzięki długiej drodze do muzeum poznajemy nowe okolice miasta. Inne nieco jego oblicze. Robi się bardziej nowocześnie, pojawia się zieleń miejsca. Idziemy, idziemy... Nareszcie, jest. Numer przy ulicy odnaleziony. Pomiędzy sklepem adidasa a ulicznymi straganami z empanadas. Kolonialny budynek ze zdobieniami. Niebieski, lekko odrapany. 

Białe miasto

Arequipa.  Pierwszy oddech po intensywnych doznaniach latynoskiej podróży. Poza doświadczeniami miejscowych obchodów Triduum Paschalnego, w tym parafialnej Drogi Krzyżowej  ( film !), oraz spotkaniem z  autorem książki " Boliwia. Narzeczona, więzienie i cudze wesele " i jego narzeczoną ;) poszwędaliśmy się trochę po tym białym mieście.  Z wielkimi wulkanami w tle.

Winicunca - Tęczowa Góra

Montaña Winicunca.  Tęczowa góra.  M ontaña  de Siete Colores . Góra Siedmiu Kolorów. Moje wielkie marzenie - być tam, zobaczyć na własne oczy, doświadczyć... Pierwszy raz o tęczowych górach słyszałam przed podróżą do Chin . Z wycieczki do kolorowych gór Danxia (możecie poczytać o nich tutaj ) z żalem zrezygnowaliśmy ze względu na potężne odległości do pokonania...  Już wtedy obiło mi się o uszy, że w Ameryce Południowej też są tęczowe góry.  Kto by jednak przypuszczał, że za trzy lata od chińskiej podróży dotrzemy akurat do... Peru?! ;) Skoro jednak do Peru dotarliśmy, i to do Cuzco , skąd można zrobić jednodniową wycieczkę na Górę Siedmiu Kolorów... absolutnie nie można było takiej okazji odpuścić. ;)

Tarasy solne

Czyli Salineras de Maras.  Przywodziły na myśl tarasy ryżowe z Chin . A tu sól, nie ryż. A tu Peru, nie Chiny. O co chodzi?

Pępek świata

Cuzco. Baza wypadowa do Machu Picchu . Ale też bardzo urokliwe miasteczko. Historia Inków miesza się tu z hiszpańskim dziedzictwem. Zapraszam na spacer po "pępku świata Inków". ;)

Urbex w Andach

Na wieść, że wybieramy się do Peru, niemal zawsze padało pytanie: i co, zobaczycie Machu Picchu? Zobaczymy, no bo jak tu być w Peru i nie zwiedzić tych najsławniejszych ruin Ameryki Południowej. Machu Picchu. Piętnastowieczne miasto Inków. Miejsce wielu zagadek i mnóstwa zachwytów nad zmyślnością Inków. Istnieje wiele teorii, ale tajemnica szybkiego opuszczenia tego miejsca przez jego mieszkańców jest do dziś nieodgadniona. Więc to trochę jak taki dobrze zachowany urbex. ;) Z drogimi biletami wstępu i długą, długą drogą do pokonania...

Titikaka

Tafla wody błyskała odbiciami słońca. Chwile odpoczynku na pomoście. Nad lustrem wody na wysokości 3812 m n.p.m. Titikaka to najwyżej położone jezioro żeglowne świata.

Autobusem na pięciotysięcznik

...takie rzeczy tylko w Boliwii. ;) Czyli z  La Paz  na górę Chacaltaya. uwierzycie, że taki autobus wjechał krętą, wąską, kamienistą drogą nad przepaściami na wysokość 5300 m n.p.m.?

Spacerem po La Paz, kolejkami nad El Alto

La Paz skradło mi serce. Fascynujące, barwne, olbrzymie miasto wśród wysokich gór.

Największe kałuże świata

Na największym solnisku na świecie po porze deszczowej największe kałuże. A nad lustrzanym horyzontem wschodzi słońce.

Skały i lamy wśród pustkowi

Pomiędzy przepięknymi lagunami odbijającymi w wodzie ośnieżone szczyty i innymi atrakcjami (typu wspinaczka po rudych, ekspozycyjnych skałkach) jechaliśmy przez pustkowia.  Długa to była droga. Droga przez chyba wszystkie gatunki muzyki, głównie w wersji boliwijskiej.  Niekończące się przestrzenie. Co jakiś czas spotykaliśmy zamieszkujące te pustkowia zwierzęta. Nauczyłam się rozróżniać zabawne lamy od zgrabnych wikunii. (W Peru doszła do tego jeszcze umiejętność rozróżniania lamy od alpaki ;) ).

Laguny, gejzery i flamingi

Przez trzy dni widzieliśmy najpiękniejsze miejsca w życiu. Wycieczka po boliwijskim płaskowyżu Altiplano przebiła wszystko.

San Pedro de Atacama i Valle de la Luna

Ogrom przestrzeni. Posypały się wyobrażenia o pustyni jako nieskończonym piasku po horyzont. Atacama Doliny Księżycowej była górzysta, niepokorna, słona. Pierwsze miejsce w naszej podróży które zrobiło tak wielkie wrażenie. Potęga natury. Błądzące myśli o samotnej nocy w takim miejscu.

Biegiem przez Santiago de Chile

Przez stolicę Chile dosłownie przebiegliśmy. W biegu poszukiwaliśmy otwartego jeszcze kantoru. Bartek się cieszył, że wspólnie w czwórkę zrobiliśmy biegowy trening, kantor w końcu udało nam się odnaleźć i wymienić pieniądze, ale na planowane wejście na bardzo polecane wzgórze San Cristobal już nie zdążyliśmy.

Śnieg w kieszeniach

Śnieg w butach. Wiatr taki, jakby schodziła lawina. A my w niej. Ostre igiełki lodu wbijające się w twarz z wielką siłą. Niesamowita siła, potęga, nieujarzmienie Natury. Czarny Staw Gąsienicowy jak zdobywanie zimowego K2. Wieczorem, w południe i o świcie. Hala Gąsienicowa w tę i z powrotem przez nas wydeptana. Piękny przełom stycznia i lutego.

Łowcy świtu

Budzik o 2:30 nie cieszy. Wychodzenie z ciepłego auta w nocne zimowe ciemności nie pociąga. A potem - pusta, cicha, biała polana. Jeszcze noc. W kontraście do bieli śniegu głęboka czerń nieba. I rozsiane po całym nieboskłonie gwiazdy. Wyraźnie widoczny Wóz i Kasjopeja. Mnogość świecących punktów. Mistyka chwili. Brniemy przez zimowy las. Niebo powoli nabiera kolorów. Coraz wyżej, coraz gorętsze barwy na horyzoncie. Niebo płonie.

Styczniowy urbex na dystans

Styczeń. Pora śmierci choinek . Krótkie dni, trochę śniegu, więcej błota. Szaro, zimno. Wróci wiosna, baronowo! Wczesna wiosna to doskonały czas na urbex ( tutaj dowód ). Póki wiosny nie ma - na urbex można spojrzeć z dystansem.