Przejdź do głównej zawartości

Laguny, gejzery i flamingi


Przez trzy dni widzieliśmy najpiękniejsze miejsca w życiu.
Wycieczka po boliwijskim płaskowyżu Altiplano przebiła wszystko.


Zanim ruszyliśmy podziwiać coraz to bardziej zachwycające cuda natury spędziliśmy niedzielny poranek przekraczając granicę Chile i Boliwii.


(O tym co wcześniej w Chile można zobaczyć tutaj).


Przed granicą wśród stojących aut i oszałamiającej przestrzeni jedliśmy śniadanie. Pyszności.  W plenerze najprostsze rzeczy smakują najlepiej. 
Słoneczny poranny chłód. Spękana ziemia. 
Wspinając się na pagórek osuwająca się ziemia pachniała jak na polu ziemniaków na wsi.

sucha, spękana ziemia

żegnamy się z Chile... 


...i witamy Boliwię


A potem...

Coraz bardziej zaskakujące zachwyty. Wycieczka "na Salar de Uyuni", czyli dokładnie po płaskowyżu Altiplano (sam Salar de Uyuni widzieliśmy trzeciego dnia), przekroczyła wszelkie nasze oczekiwania.

Nie da się tego opisać słowami.
Zdjęcia też nie oddają rzeczywistości.
No ale tylko spójrzcie... i wybierzcie się tam sami ;)

Laguna Blanca



Laguna Verda



Pustynia Salvadora Dali




Termas de Polques. Gorące źródła przy kolejnej pięknej lagunie

pole geotermalne Sol de Manana. Gejzery na oszałamiającej wysokości ok. 4850 m n.p.m.





Laguna Colorada i flamingi






Nie sposób było się napatrzeć na te przepiękne widoki... i cudne zwierzęta. Na różowe flamingi można było patrzeć godzinami. Niekończący się spektakl. Ciągły ruch, bez przerwy coś się działo. Ptaki to lądowały, to ruszały do lotu. Szczególnie śmiesznie lądowały, wyciągając nogi w podbiegu, jak niezgrabni paralotniarze.
















Moc wrażeń tego dnia zwieńczyły objawy choroby wysokościowej i nasz popsuty jeep pośrodku pustkowia i nocnych ciemności. Nasz sprytny kierowca (który był jednocześnie kucharzem, fotografem, przewodnikiem... no i mechanikiem) ogarnął sprawę. Naprawił auto, załatwił herbatkę z koki, i pomimo noclegu na przyprawiającej o zawrót głowy wysokości kolejnego dnia ruszyliśmy dalej...







kwiecień 2019




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...