Zaczęło się dwa lata temu od tęsknych spojrzeń z naszych polskich Bieszczad za daleką, zieloną Ukrainą...
"Kiedyś tam pojedziemy!"
schodząc z Halicza podczas parodniowej wędrówki z plecakiem, wrzesień 2011 |
I pojechaliśmy.
Teraz rozpoczęło się rwanym snem dworcowym i spóźnionym autobusem.
Mimo wszystko nie do Wrocławia, a do Przemyśla z samego rana udało nam się dojechać.
Stamtąd busem do Medyki (Медика) i na własnych nogach przeszliśmy granicę polsko-ukraińską. Po drodze poznaliśmy sympatycznego człowieka, z którym przejechaliśmy się taksówką do Lwowa i który pomógł kupić nam bilety do miejscowości Kvasy (Кваси).
.
.
Codzienny, niezmienny rozkład połączeń przedstawia się następująco:
15:57 Lwów - Kvasy 23:07
1:24 Kvasy - Lwów 9:05
należy uważać, bo nie każde piwo w plastikowej butelce jest ukraińskim piwem... ;> |
Kosztorys przejazdów ;) :
Autobubs Kraków-Przemyśl ok. 40 zł
Bus Przemyśl-Medyka 2 zł
Taxi ;) Szegini-Lwów 30 hrywien (ok. 12 zł)
Platzkarta Lwów-Kvasy i Jasina-Lwów razem chyba 70 hrywien (ok. 30 zł)
marszrutka Lwów-Szegini 24 hrywny (niecałe 10 zł)
pociąg Przemyśl-Kraków chyba coś koło 25 zł (studencki)
Podróż platzkartą i lądujemy w środku nocy w ciemnej, bezludnej miejscowości. Zaczyna lekko mżyć, by po chwili mógł rozpadać się całkiem konkretny deszcz. Idąc główną ulicą trafiamy na zielony szlak, a na nim na kawałek równej, błotnistej powierzchni - będącej polną drogą. W deszczu rozbijamy namioty, a w nocy każdy przejeżdżający niżej samochód zdaje się być tym, który właśnie zbliża się do naszego miejsca spoczynku. Rano zamiast deszczu wita nas mgła. Szybkie śniadanie na stojąco i ruszamy.
Sennie, pusto, mgliście. Mijamy drewniane domki. Kury, koń, żadnych ludzi.
Jest różnorodnie: jest i mglista wieś, i mgliste połoniny, mglisty "sad", mglisty bajkowy las...
Po drodze możemy podziwiać przede wszystkim różnorodność traw. Poznajemy trawy blade, jak i trawy intensywnie rude. Trawy subtelne, i trawy nachalne. Długie trawy układające się jak grzywa olbrzymiego lwa i pocieszne kępki traw - jak trawiaste jeże. I wytrwale wszechpanująca mgła...
Kiedyś okazuje się jednak, że poza mgłą istnieje także inny świat. Niespodziewanie ukazuje nam się niebieskie niebo! I robi się coraz ciekawiej...
Kiedyś okazuje się jednak, że poza mgłą istnieje także inny świat. Niespodziewanie ukazuje nam się niebieskie niebo! I robi się coraz ciekawiej...
zdjęcie wykonane przez Agę :) |
zdj. Agi |
Chwilami klimat jak z Władcy Pierścieni...
Najwyższy szczyt Świdowca - Bliźnicę (Близниця) (1881) zdobywamy jednak we mgle.
Uciekając przed wiatrem rozbijamy namioty za szczytem.
Baza Ludzi z Chmur (zdj. Agi) |
polodowcowe jeziorka |
Przed wiatrem
uciekają także chmury - i nastaje czas najpiękniejszego zachodu
słońca...
szczyt Bliźnicy |
widok z Bliźnicy (zdj. Agi) |
spektakl obłoków trwa |
codziennie zachodzi tu słońce... i tak niewiele osób to kiedykolwiek widziało... |
W takim życiu w drodze warunki dyktuje natura: pora dnia i nocy, pogoda. Gdy nastaje ciemność i robi się coraz chłodniej - trzeba iść spać, bo cóż innego można przez dłuższy czas robić. Człowiek staje się bardziej zależny od przyrody... I wychodzi mu to na dobre.
Wschód słońca nad morzem chmur także jest zachwycający.
nasz dom z widokiem na wschód |
Beztrosko (jak dotąd nie spotkaliśmy żadnego człowieka) zostawiliśmy namioty pod Bliźnicą i ruszyliśmy lekkim krokiem przez grzbiety połonin.
To, że mgła okazała się jednak naszym wiernym towarzyszem pozwoliło bardziej docenić te chwile, gdy znikała i ukazywało się piękno ukraińskich połonin.
zdj. Agi |
zdj. Agi |
Źródełko (a nawet trzy!) odnaleźliśmy idąc od strony Czarnohory w kierunku zejścia do Drogobratu dołem - omijając grzbiet bodajże Stih (Стіг).
Idąc w stronę Jasiny (Ясіня) przechodzi się przez Drogobrat (Драгобрат) - miejscowość obecnie budowlaną, skąd odchodzą nieczynne wyciągi narciarskie.
W jedynym tam КАФЕ-БАР można się ogrzać i osuszyć, wypić pyszne grzane wino i karpacką herbatę, a i niewiele potrzeba aby zostać w tych okolicach na dłużej z koniem, czterema hektarami pola i Ukraińcem-budowlańcem... ;)
taki wyciąg |
W jedynym tam КАФЕ-БАР można się ogrzać i osuszyć, wypić pyszne grzane wino i karpacką herbatę, a i niewiele potrzeba aby zostać w tych okolicach na dłużej z koniem, czterema hektarami pola i Ukraińcem-budowlańcem... ;)
Po drodze spokojnie, sielsko, pagórkowato... Drewniane chaty z satelitą, życzliwi ludzie, zdziwione naszym widokiem zwierzęta, kamienie na linach elektrycznych...
podobno dzięki temu kamieniowi na linie podczas wiatru nie dochodzi do zwarcia |
?! |
Spotkaliśmy się z dużą otwartością, serdecznością i gościnnością ludzi z tamtejszych rejonów. Oni nieco bardziej rozumieli nasz polski niż my ich ukraiński, komunikacja w każdym razie była całkiem niezła.
W Jasieni udało nam się obejrzeć zabytkową cerkiew także od środka i
przy okazji być odprowadzonymi na dworzec kolejowy. Wszystkich bardzo
bawiło to, że jesteśmy w miejscowości po godzinie 17, a nasz pociąg
odjeżdża stąd dopiero o 2 w nocy.
W przechadzkach po Jasieni towarzyszył nam chłopiec na rowerze, pies i zaciekawione spojrzenia miejscowych.
Mimo wieczornej integracji z pracownikami kolei ("jak tak na betonie przed dworcem można siedzieć?!") udało nam się trafić do naszego nocnego pociągu i na rano dotrzeć do Lwowa.
Lwów w remoncie |
Po lwowskim spacerze wracaliśmy już mniej komfortową od naszego wcześniejszego "taxi" marszrutką (gdzie wszystkie okna muszą być szczelnie zamknięte, bo przecież można się przeziębić!) i z Przemyśla pociągiem do Krakowa...
rynek w Przemyślu |
i przemyska (?) profilaktyczna kampania zdrowotna |
Choć wielką radością jest móc się wykąpać po paru dniach wędrówki i cudownie jest spać w pościeli, to jednak tęsknota za przestrzenią ukraińskich połonin pozostaje...
Karolina
Super relacja, czuje się jakbym tam był :)
OdpowiedzUsuńciekaawe.. ;)
Usuńwidzisz, rozpowszechniam Twoją teorię o sensie kamienia na liniach elektrycznych ;)
świetne zdjęcia! Miałem okazje trochę zwiedzać Ukraińskie góry ale na tak piękna mgłę nie trafiłem! Szacun dla nawigatora. Na UA oznakowania szlaków prawie brak a mgła to dodatkowy problem;)
OdpowiedzUsuńdzięki!
Usuńnawigatorami właściwie byliśmy wszyscy wspólnie - każdy po trochu ;) akurat na Świdowcu nie tak łatwo się zgubić, od tamtego roku domalowano nowe szlaki, chyba jak na ukraińskie karpaty oznakowanie jest tam całkiem niezłe ;)
które ukraińskie góry szczególnie polecasz? :)
Super????????
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
UsuńMilo znow zobaczyc poloniny Świdowca- ostatni lat tam bylam 12 lat temu. I jakos nie mielismy takiego szczescia do pogody jak wy!
OdpowiedzUsuńA wogole to wspanialy pomysl z tymi zdjeciami prania z kazdego wyjazdu- ja to tez uwielbiam! i widok prania na tle krajobrazu- i zapach takich ubranek ktore wyschly na sloncu i wietrze!
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się, że tak piszesz :)
UsuńI że mam poparcie w podróżniczych zdjęciach prania ;D
bo mój Bartek wciąż idei "fotografii prania" jako nazwy i motywu przewodniego bloga nie popiera ;)
Ostatnie zdanie najprawdziwsze. Jak to jest, że czasem w górach myślisz, po co mi to było włóczyć się po górach w deszczu i zimnie. Ale zaraz po powrocie kombinujesz co by zrobić aby tam znów wrocić :-)
OdpowiedzUsuńTo jest chyba jakiś rodzaj uzależnienia... Górski nałóg. Ale jaki piękny! ;)
Usuń