Przejdź do głównej zawartości

Sztuka współczesna latynoska




Wytrwale poszukiwałam Muzeum Sztuki Współczesnej w Ameryce Południowej.

Najpierw pełna nadziei w boliwijskim La Paz.
Dzięki długiej drodze do muzeum poznajemy nowe okolice miasta. Inne nieco jego oblicze. Robi się bardziej nowocześnie, pojawia się zieleń miejsca. Idziemy, idziemy... Nareszcie, jest. Numer przy ulicy odnaleziony. Pomiędzy sklepem adidasa a ulicznymi straganami z empanadas. Kolonialny budynek ze zdobieniami. Niebieski, lekko odrapany. 

Mocno zamknięty. 

Zardzewiałe kłódki przy bramie, uschłe liście na schodach.
Nasz poziom hiszpańskiego nie pozwolił na długie dyskusje o sztuce, ale od okolicznych sprzedawców zrozumieliśmy, że takiego muzeum w tym miejscu nie ma.


Drugie podejście w Arequipie w Peru. Niedaleko naszego noclegu. Wybrałam się na przechadzkę sama. Między strefą hurtowni a ruchliwą ulicą był i on. Żółty budynek, białe balkony. Dwa małe psy za bramą. Nieco podniszczona budka przy wejściu.
Był nawet duży napis nad drzwiami Museo de Arte Contemporáneo.
Nawet plakat z 2015 roku.
Miejsce jednak obecnie równie nieczynne jak w La Paz.


Trzecie i ostatnie podejście w stolicy Peru. Lima. Długa, ale przyjemna przechadzka wzdłuż zielonych klifów dzielnicy Miraflores. Z widokiem na potężny ocean.
Napis powitalny dzielnicy Barranco i już wiedziałam, że tym razem się uda.

(Sama dzielnica Barranco w uliczną sztukę obfituje, niestety nie udało nam się jej zobaczyć. Za to tej pani tak).


Nawet z zewnątrz budynek mocno przypominał mi klimaty krakowskiego MOCAKu.





A w środku takie oto rzeczy:














tytuł rzeźby: "Fujimori















Szczególnie zaciekawiła mnie ta część:









I poniższa rzeźba. Mocno przypominająca mi historie o Ministerstwie Kobiet w Peru i problemie machismo. Opowiadała o tym Roxana, narzeczona Pawła, który napisał świetną książkę "Boliwia. Narzeczona, więzienie i cudze wesele". Bardzo ją polecam, podobnie jak i samego Pawła oraz Roxana, którzy organizują wyprawy po Ameryce Południowej - zajrzyjcie tu. :)




Czym jest machismo?
Przytoczę definicję z wikipedii:

"Machismo (z hiszp. - macho - dosłownie samiec, ale też mężczyzna albo męski) 
– postawa przypisywana w szczególności mężczyznom latynoskim bądź od nich wywodzona, oznaczająca silne wewnętrzne poczucie męskości oraz dumy i jej okazywanie na zewnątrz, często przesadne. Prawdziwi machistas uważają, że miejsce kobiety jest w domu, i akcentują przewagę mężczyzn nad kobietami. Postępowanie takie często bywa uzasadnieniem przemocy domowej, a zachowania mieszczące się w pojęciu machista przejawiają się w instrumentalnym traktowaniu kobiet.

W Meksyku nazwanie mężczyzny słowem machista ma pozytywne konotacje i jest tam uważane za dowód uznania, podobnie jest w wielu krajach Ameryki Środkowej i Południowej.

Poza krajami Ameryki Łacińskiej postawa machismo jest akceptowana, a nawet uznawana za pożądaną w takich krajach jak np. Rosja czy państwa muzułmańskie."








Bez biletu wstępu i czasochłonnych poszukiwań muzeum ;) można podziwiać latynoską sztukę uliczną.
A jest co podziwiać...


Po dawkę takiej sztuki zapraszam do wpisów o La Paz, San Pedro de AtacamaCuzco i Santiago de Chile.






kwiecień 2019

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...