Przejdź do głównej zawartości

Skały i lamy wśród pustkowi



Pomiędzy przepięknymi lagunami odbijającymi w wodzie ośnieżone szczyty i innymi atrakcjami (typu wspinaczka po rudych, ekspozycyjnych skałkach) jechaliśmy przez pustkowia. 
Długa to była droga.
Droga przez chyba wszystkie gatunki muzyki, głównie w wersji boliwijskiej. 
Niekończące się przestrzenie. Co jakiś czas spotykaliśmy zamieszkujące te pustkowia zwierzęta.
Nauczyłam się rozróżniać zabawne lamy od zgrabnych wikunii. (W Peru doszła do tego jeszcze umiejętność rozróżniania lamy od alpaki ;) ).


Po ciężkiej nocy i obawach rozwinięcia się choroby wysokościowej ruszyliśmy dalej w trasę.

spaliśmy w takiej oto miejscowości, wśród pustkowi płaskowyżu Altiplano, na wysokości ponad 4000 m n.p.m....

...podczas gdy dnia poprzedniego w San Pedro de Atacama byliśmy na ok 2500 m n.p.m. Zatem aklimatyzacja - kiepska


jest i pranie ;)

a nawet szkoła


no i wypas lam... :)



kwiatek o kształcie buta


i malunki na ścianach wykonane w czasach przed Inkami





wielbłądy








lokalna modelka



Laguna Negra






mała lama





Kanion Anacondy




przestrzenie...

pola quinoa

i komosa ryżowa we własnej osobie

piwo z quinoa


i nocleg w hotelu z soli ;)




Nocleg w hotelu z soli zwiastował wycieczkę na największe solnisko świata następnego dnia...

Niebo nocą było niesamowite.
Doskonale widoczna Droga Mleczna. Nad horyzontem nad Salar de Uyuni nawet tuż nad ziemią wyraźnie świecące punkty. Gwiazd ilości przyprawiające o zawrót głowy. 
Znalazłam nawet odwrócony Wielki Wóz... byłam przekonana, że to znak, że jesteśmy na południowej półkuli. Że przecież tak mówili w szkole. Po czym doczytałam, że po tej stronie globu Wielkiego Wozu wcale nie widać...;)






Dzień pierwszy i dzień trzeci wycieczki na Salar de Uyuni.





kwiecień 2019



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...