Zamarzyło mi się być w lesie przed świtem.
W takim wyjątkowym czasie. Gdy powietrze pachnie. Gdy ptaki dają koncert.
Podziwiać wschód słońca w górach.
Pobudka o wpół do drugiej w nocy. Z balkonu widać Wielki Wóz. Na osiedlu cisza.
Owsianka na szybko. Ruszamy 2:15 i walcząc ze snem docieramy po godzinie na Przełęcz Gruszowiec.
Świat powoli się rozjaśnia.
Te zapachy, to rześkie powietrze, atmosfera takiej przedziwnej pory... Wspomnienia bombardują.
Chwile chwytają za serce. Świetnie jest podróżować po dalekich krajach i innych kontynentach, ale ile najprostszej radości daje pobliski las i góry.
Migotliwe słoneczne błyski tańczące na nitkach pajęczyn wśród traw.
Po godzinie stromą ścieżką dotarliśmy na rozległą polanę Ćwilina.
I okazało się, że początkiem czerwca wschodzące słońce widać stąd... za drzewami. ;)
Na Ćwilinie byłam też rok temu latem z poślubną sesją plenerową (klik!).
A więcej wschodów słońca - tutaj.
Komentarze
Prześlij komentarz