Przejdź do głównej zawartości

Październik w górach




początek października, droga na Jaworzynę Krynicką

Dzień Nauczyciela i wędrówka na Mogielicę

w drodze na Ciemniak w imieniny Małgorzaty


Bez dwóch zdań - najpiękniejsza pora roku w górach to jesień. 

A październik to zdecydowanie mój ulubiony miesiąc. 


Zapraszam więc na fotograficzną wycieczkę po górach w tym przepięknym czasie polskiej złotej jesieni... :)



Ale najpierw: obowiązkowa fotografia prania... z października sprzed dwóch lat ;)


to urocze pranie (część prezentu ślubnego) czekało właśnie na ten moment.. ;) dzięki!




Najpierw przechadzka na Jaworzynę Krynicką w Beskidzie Sądeckim, a potem zbieranie dzikiej róży na skraju Bieszczadów i Beskidu Niskiego... (Stary) Łupków zagościł z moim sercu na dobre. Miejsce niezwykłe. Zazwyczaj w górach szukamy nowych szlaków, w podróżach wolimy nowe miejsca od takich, w których już byliśmy. W końcu w świecie jest tyle do zobaczenia... Na przykład Babia Góra z drogą z Krowiarek, którą szłam kilka razy, zbrzydła mi już zupełnie ;). Mimo to powroty do Łupkowa wychodzą nam dość naturalnie. Najpierw odwiedzaliśmy Chatę na Końcu Świata, zazwyczaj zimą przy okazji organizacji tam Karpackiego Finału WOŚP. Odkąd Grześ z Alą wybudowali Grzegorzówkę - odwiedzamy ich. Za każdym razem te łagodne pagórki, stara (jeszcze do niedawna nieczynna) stacja kolejowa, tunel z echem, dobrzy ludzie i spotkania równie mocno chwytają za serce. 
A niebo rozgwieżdżone w sposób niepojęty...


Beskid Sądecki



Grzegorzówka w Łupkowie














Więcej zdjęć z Beskidu Sądeckiego i Łupkowa do zobaczenia tutaj.




Potem była sobota w Dzień Nauczyciela i wielka tęsknota za jesienną, górską wędrówką. Na moje poszukiwania towarzyszy drogi odpowiedziała Asia i tym sposobem razem podziwiałyśmy przepiękne kolory Beskidu Wyspowego w drodze na Mogielicę... 

(A kiedyś pod wieżą na Mogielicy spałyśmy w namiocie polując na wschód słońca, tak było - klik!).







 



Więcej zdjęć z Mogielicy i okolic można zobaczyć tutaj.




Zaraz później przyszedł wtorek, na który już dawno Gosia kupiła bilety do Zakopanego w atrakcyjnej cenie. Tych biletów właściwie wcale nie wykorzystałyśmy ;), bo na poranny autobus z Krakowa spóźniłyśmy się, a potem wracałyśmy wcześniejszym... Ale na wymarzone, jesienne Czerwone Wierchy dotarłyśmy. To taka moja druga tatrzańska legenda. Marzenie o długo wyczekiwanej realizacji. Podobnie było z przejściem Orlej Perci, która obrosła w mojej głowie prawdziwą legendą... Tak i Czerwone Wierchy jesienią - osławione przez wszystkich jako najbardziej czerwone i najpiękniejsze o tej porze roku.
Oj, tak... 






































A Tatry ciągle kuszą jeszcze kilkoma marzeniami do spełnienia... ;)
Są tacy, którzy od razu zakochali się w Tatrach - i tylko w tych górach widzieli cel swoich górskich wycieczek. Dla mnie takim pasmem były Bieszczady. Skradły moje serce i rozgościły się tam z bieszczadzkimi aniołami nucąc piosenki SDM do tekstów Stachury. ;) Miłość do Bieszczadów nie słabła, w między czasie razem z Bartkiem przedeptaliśmy całe mnóstwo szlaków w Beskidach... A teraz coraz bardziej ciągnie mnie właśnie w Tatry. Zupełnie inne góry od każdych innych gór w Polsce. Kultowe miejsca. ;) Szczyty i szlaki, które obrastają w mojej głowie legendą...

Marzenia są właśnie po to, żeby je spełniać... ;)


Komentarze

  1. Dziękuję za tego bloga. lepiej się robi:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...

Psychizacja krajobrazu

Wrażenie pustki. Lodowaty wiatr, który rozpalał policzki. Kiedy wstrzymywał swą szaloną gonitwę nastawała zupełna Cisza. Biały bezkres. Wyłaniające się z mlecznego powietrza srogie, surowe skały. Kontrasty. Bieli śniegu z ciemną zielenią kosodrzewiny. Jaskrawych ubrań i plecaków z monotonią i stałością krajobrazu. Lodowato zimnych dłoni z gorącym zachwytem w sercu. Kontrasty. Lekki puch śniegu i siła górskich skał.

Literackie wędrówki z Olgą Tokarczuk

Wśród zakurzonych książek w osiedlowej bibliotece znalazłam cienki zbiór trzech opowiadań. Miałam jakieś 14 lat i dałam się porwać. Dziwny świat, metaforyczny i wciągający. Życie we wnętrzu - szafy, hotelu, gry. Można wejść, i wcale nie chce się wychodzić. Szkatułkowość świata.