Przejdź do głównej zawartości

Impresje spod rosyjskiej granicy

granica...


i tematycznie - obuwnicze pranie zza siatki ;)


Rowerowy Szlak Green Velo wiedzie wzdłuż granic Polski. I to tych najciekawszych. Wschodnich. Granic z państwami, do których nie ma tak łatwego dostępu jak do krajów Unii Europejskiej. Ukraina, Białoruś, Rosja. 

Już pierwszego dnia naszej rowerowej tułaczki doświadczyliśmy bliskości zamkniętej granicy. 

Kawałek za Przemyślem, Budzyń. Jeden z pierwszych Miejsc Obsługi Rowerzystów na naszej drodze. Jakieś 1,5 km do granicy z Ukrainą. Rozpaliliśmy ogień na palniku kuchenki turystycznej, rozłożyliśmy nasz prowiant. Przekąsiliśmy co nieco. Błogi odpoczynek. Cisza, spokój, wokół lasy i jakieś domki. Przychodzą przyjaźnie nastawione kundelki, szare koty. Proszą o głaskanie.

Pojawili się też panowie ze straży granicznej na motorach, zapytali co tutaj robimy. Jeden zaśmiał się, że wyglądamy przecież całkiem podobnie do rowerzystów na zdjęciach przy mapie Green Velo na MORze. No tak, jesteśmyprzecież tylko zwykłymi rowerzystami jadącymi szlakiem Green Velo. Pożegnali się i odjechali.






Nie spieszyło nam się specjalnie. Powoli jednak zaczęliśmy się zbierać, gdy panowie na motorach pojawili się po raz kolejny. Mili strażnicy graniczni powiedzieli, że jednak muszą nas spisać. Ludzie z okolicznych domów dzwonią, że tu siedzimy, a szef pyta, kim jesteśmy. Podaliśmy im nasze dowody osobiste i stwierdziliśmy, że okolice granicy z Ukrainą to chyba nie jest najlepsze miejsce na rozbijanie namiotu zupełnie "na dziko"... Tym sposobem na nocleg wylądowaliśmy w Budomierzu, rozbijając namiot na podwórku za kościołem u pana, który właśnie wybierał się po piwo na Ukrainę... ;) 


O ile Ukraina i Białoruś pomimo zamkniętych granic nie są dla nas specjalnie sekretne, bo te zamknięte granice już przekroczyliśmy ;), tak rosyjski obwód kaliningradzki owiany jest intrygującą tajemnicą...



Tę atmosferę tajemniczości i niedostępności podsycały opowieści sympatycznej pary z Niemiec na promie do Krynicy Morskiej, którzy przez obwód kaliningradzki przejechali rowerami, ostrzeżenia przed robieniem zdjęć na trójstyku granic i zdarzenie z pustych dróg gdzieś za miejscowością Korsze. Jechałam niedaleko za Bartkiem, gdy nagle widzę, że jakiś samochód hamuje i zatrzymuje mojego towarzysza podróży. Pierwsza myśl: nieoznakowane auto policji? Bartek przekroczył prędkość na rowerze?...! O co chodzi?!

Okazało się, że pan w anonimowym aucie był strażnikiem granicznym. Pytał, czy byliśmy dziś przy rosyjskiej granicy. Sprawdzał podeszwy naszych butów... Polska straż graniczna poszukiwała rowerzysty, który nielegalnie przeskoczył przez pierwszą siatkę odgradzającą Polskę od Rosji i zrobił sobie selfie na rosyjskiej granicy. Kamery zarejestrowały zdarzenie. Rowerzysta zostawił po sobie ślady butów i teraz polska straż graniczna poszukuje tego rosyjskiego przestępcy...
Na szczęście nasze podeszwy nie odpowiadały tym poszukiwanym śladom. ;)


Takie sytuacje dawały do myślenia. Budziły refleksje.

Kiedy więc dotarliśmy pod samą rosyjską granicę - czuliśmy dreszczyk emocji.
Na Mierzei Wiślanej dojechaliśmy na sam koniec Polski. Za Krynicą Morską - Piaski. Dotarliśmy do siatki na plaży i w lesie odgradzającej nasze państwo od obwodu kaliningradzkiego. Z mnóstwem ostrzeżeń i groźnych napisów na tablicach.

Siedzieliśmy na pustej plaży i oglądaliśmy tę siatkę odgradzającą od tego, co tajemnicze. Niedostępne.
Ciągnące do siebie jak magnes.
Doświadczaliśmy pewnie podobnych stanów co sześcioletnia Buba, która ruszyła biegiem w stronę zakazanej granicy... ;)

Polski piasek na plaży zdeptany, z mnóstwem śladów stóp. Po rosyjskiej stronie (a chyba właściwie - po stronie terenu niczyjego) zupełnie gładka, dziewicza plaża. Z pojedynczymi śladami stóp śmiałka, który odważył się przez siatkę przeskoczyć i biegiem zawrócić do siebie. Plaża ciągnąca się po horyzont. Niby piasek taki sam, jak po naszej stronie siatki - a jednak niedostępny. Tak samo ciągnące się w dal wydmy, dzikie róże. Przyroda nic sobie nie robi z ludzkich granic. 
Gdzieś w dali wieża obserwacyjna.


To miejsce ma jakiś dziwny, nieopisany urok. 
Urok granic zamkniętych. Miejsc niedostępnych - a pozornie na wyciągnięcie ręki. 
Odczuć, o których mieszkańcy otwartej UE zapomnieli.
Powiew dawnych lat. Coś niezrozumiałego, pociągającego i tajemniczego...





















Taki wiersz Szymborskiej przychodzi do głowy:

Wisława Szymborska:
Psalm

O, jakże są nieszczelne granice ludzkich państw!
Ile to chmur nad nimi bezkarnie przepływa,
ile piasków pustynnych przesypuje się z kraju do kraju,
ile górskich kamyków stacza się w cudze włości
w wyzywających podskokach!

Czy muszę tu wymieniać ptaka za ptakiem jak leci,
albo jak właśnie przysiada na opuszczonym szlabanie?
Niechby to nawet był wróbel - a już ma ogon ościenny,
choć dzióbek jeszcze tutejszy. W dodatku - ależ się wierci!

Z nieprzeliczonych owadów poprzestanę na mrówce,
która pomiędzy lewym a prawym butem strażnika
na pytanie: skąd dokąd - nie poczuwa się do odpowiedzi.

Och, zobaczyć dokładnie cały ten nieład naraz,
na wszystkich kontynentach!
Bo czy to nie liguster z przeciwnego brzegu
przemyca poprzez rzekę stutysięczny listek?
Bo kto, jeśli nie mątwa zuchwale długoramienna,
narusza świętą strefę wód terytorialnych?

Czy można w ogóle mówić o jakim takim porządku,
jeżeli nawet gwiazd nie da się porozsuwać,
żeby było wiadomo, która komu świeci?

I jeszcze to naganne rozpościeranie się mgły!
I pylenie się stepu na całej przestrzeni,
jak gdyby nie był wcale wpół przecięty!

I rozlegnie się głosów na usłużnych falach powietrza:
przywoływawczych pisków i znaczących bulgotów!

Tylko co ludzkie potrafi być prawdziwie obce.
Reszta to lasy mieszane, krecia robota i wiatr.









Komentarze

  1. Mieszkamy na szlaku Green Velo i nieopodal rosyjskiej granicy a jeszcze nigdy nie byliśmy "po drugiej stronie". Chyba czas to nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. często to, co nam najbliższe odkłada się wciąż na później, i później... albo wcale nie myśli jako o czymś atrakcyjnym ;)
      sprawdź koniecznie jak to jest po tej "drugiej stronie" i daj znać! ;)

      Usuń
  2. W takim miejscu jeszcze nigdy nie byłem. Musze się tam kiedyś wybrać, ponieważ wygląda tam naprawdę świetnie.
    ____
    prezent dla gołębiarza

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Na rynku Pan Kataryniarz, a w Łazienkach wiewiórki

9 - 11 października 2014 Czasem bywa i tak, że podróże same znajdują swoich podróżników... W taki właśnie sposób po zimowej Pradze przyszedł czas na jesienną eksplorację innych części Warszawy. Tym razem w zacnym pielęgniarskim gronie. ;) co prawda to firanka, a nie pranie... ale ile w niej uroku! i warszawskie pranie z prawdziwego zdarzenia a nawet takie prosto z rynku! sobotnie przedpołudnie w Łazienkach

Świnica. Jesteśmy mgłą

Ciepło krakowskiego wieczoru zaskoczyło. Tramwaje głośno mknęły po torach, samochody rozświetlały czerwcowe ciemności. Ciepło miasta, trochę lepkie i betonowe. To zupełnie inne powietrze od tego w górach: rześkiego i mglistego. Mgła była wszędzie. Otaczała z każdej strony. Wdzierała się we włosy, chłodziła ramiona, osiadała na powiekach.  Jakbyśmy wszyscy byli mgłą.