Przejdź do głównej zawartości

Le Cochet

Uliczne latarnie gasły o północy. Saint Martin de Belleville zatapiało się w ciemnościach. Na niebie na dobre rozgaszczały się gwiazdy. Nocną ciszę rozpraszały dźwięki owczych dzwoneczków z okolicznych wzgórz.

Środek października i najpełniejszy czas złotej jesieni. Pełen słońca i odpoczynku tydzień we francuskich Alpach.

Cudowny przedsezonowy czas. Klimatyczne miejscowości o spójnej zabudowie zupełnie puste. Cicho i głucho. Bardzo lokalnie. Mogłyśmy sobie tylko wyobrażać, co się tutaj dzieje zimą, gdy jesiennie leniwe Saint Martin de Belleville zmienia się w królestwo narciarzy...

W ciągu tygodnia w październiku piesze ścieżki w Alpach zupełnie puste.



Pierwszego dnia ruszyłyśmy zdobyć Le Cochet. Ten zwalisty szczyt górujący nad Saint Martin de Belleville to był cel Gosi. Góra, którą widziała rok temu co dzień przez okno i już od jakiegoś czasu chciała ją zdobyć. 

Nie znałyśmy jeszcze imienia naszego celu ;) gdy w Saint Marcel dopytywałyśmy miejscowych, jak dostać się na "tamtą dużą górę". Moje stereotypy o Francuzach, którzy nie chcą używać języka angielskiego, nawet gdy go znają, zupełnie upadły. Ludzie bardzo zgrabnie i jasno tłumaczyli nam, którędy wiedzie droga. Nawet wyjaśnienia starszego pana, z którego pełnego zaangażowania francuskiego wywodu zrozumiałyśmy tylko, że mamy przejść przez "aqua", okazały się pomocne.





17.10.2018



kaplica Notre Dame w Saint Marcel






Jesień była tak kolorowa i piękna... że aż zapierało dech.

Dni w dolinach jesienią budzą się późno. Zanim słońce dotrze przez okoliczne górskie szczyty do miejscowości robi się niemal przedpołudnie. Ale gdy już słoneczne promienie ogrzewały doliny - było ciepło jak latem.

Łagodne zapachy jesiennego powietrza. Droga wśród rozpalonych jesienią drzew. Widoki ze szczytów w barwne doliny. Nie do nasycenia oczu. Bajkowo. Lepiej, niż można było sobie wymarzyć.



nasz cel...



pierwsze widoczne w dali ośnieżone góry...


robiący wrażenie ludzie wspinający się na te ostańce skalne. echo ich rozmów niosło się po dolinie.

im wyżej - tym więcej nowych gór wyłania się zza horyzontu...


i nasz towarzysz (jak się później okazało) każdego dnia - Mont Blanc


cel zdobyty! :) 2023 m n.p.m.

takie widoki z Le Cochet...




Les Menuires i ciągnąca się dalej jedna ze słynnych Trzech Dolin...






przepiękna gra świateł i cieni...

wspinacze z okolicznych skał wezwali pomoc. obserwowałyśmy więc z zapartym tchem akcję ratunkową...


srebrne góry





niespodzianka-via ferrata przy zejściu ;)




noc Saint Martin de Belleville zapadała szybko i trwała długo...






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Na rynku Pan Kataryniarz, a w Łazienkach wiewiórki

9 - 11 października 2014 Czasem bywa i tak, że podróże same znajdują swoich podróżników... W taki właśnie sposób po zimowej Pradze przyszedł czas na jesienną eksplorację innych części Warszawy. Tym razem w zacnym pielęgniarskim gronie. ;) co prawda to firanka, a nie pranie... ale ile w niej uroku! i warszawskie pranie z prawdziwego zdarzenia a nawet takie prosto z rynku! sobotnie przedpołudnie w Łazienkach

Świnica. Jesteśmy mgłą

Ciepło krakowskiego wieczoru zaskoczyło. Tramwaje głośno mknęły po torach, samochody rozświetlały czerwcowe ciemności. Ciepło miasta, trochę lepkie i betonowe. To zupełnie inne powietrze od tego w górach: rześkiego i mglistego. Mgła była wszędzie. Otaczała z każdej strony. Wdzierała się we włosy, chłodziła ramiona, osiadała na powiekach.  Jakbyśmy wszyscy byli mgłą.