Czy jest miejsce, gdzie półlitrowa herbata z cytryną smakuje lepiej niż przy Schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich w sierpniowy poranek?
Tuż przed wyruszeniem w wysokie góry. Chwila na odpoczynek, zebranie sił, solidne śniadanie, oddech dla oczu.
Dolina Pięciu Stawów Polskich to chyba moja ulubiona tatrzańska dolina. Szeroka, przestrzenna, po prostu piękna. Otoczona potęgą masywnych gór. Znajome szczyty Orlej Perci mrugały do nas okiem. Po roku tutaj wróciłyśmy. Tym razem jednak z Orlą Percią na dystans.
Dorodne, liczne jagody zatrzymywały nas na obowiązkowe przystanki w drodze. Słoneczne borówkowe połacie chronione przez TPN. Jednak tak trudno się im oprzeć... Całe godziny można by spędzić jedynie na zajadaniu się jagodami. Czas jednak piąć się w górę.
Droga na Szpiglasową Przełęcz całkiem przyjemna. Od chwili ostrych zakosów już zupełnie sympatyczna. Końcowy fragment z łańcuchami dodał naszej wędrówce pikanterii i satysfakcji.
To był długi dzień pełen wrażeń. Zaczął się już o 3:15, w krakowskich ciemnościach. Błogi odpoczynek na Szpiglasowym Wierchu był więc w pełni zasłużony. Słońce miło przygrzewało. Trafiłyśmy na jakąś przerwę w intensywnym turystycznym ruchu na szczycie, było więc dość pusto, cicho. Raz po raz zza skał wyglądał zaskakująco zwinny, pulchny świstak wzbudzając okrzyki radości i blask fleszy.
Widoki z góry zupełnie zachwycające, rozległe i dalekie. Przepiękna panorama Tatr.
Wielka radość z udanej wędrówki i doskonale dopasowanej do nas pogody.
Schodząc do Morskiego Oka szczyty powoli zakrywały chmury. Szczególnie Mnich prezentował się w ich mglistej osłonie wyjątkowo.
więcej zdjęć - tutaj
Komentarze
Prześlij komentarz