Przejdź do głównej zawartości

Tatry Zachodnie kwietniowe



W ciągu dnia gwarna Dolina Kościeliska z wózkami pełnymi niemowlaków i "typowym wujkiem" krzyczącym po czyimś kichnięciu: Na zdrowie! wieczorem zupełnie pustoszała. Schronisko na Hali Ornak jakby wymarłe. Za oknem w nieprzebranej ciemności tatrzańskiej nocy raz po raz błyskała burza, na którą w napięciu oczekiwaliśmy cały dzień.

Tyle dobra, tyle piękna. Wędrówka tatrzańskimi szlakami pod koniec kwietnia w środku tygodnia to strzał w dziesiątkę. Pogoda nie dostosowywała się do pesymistycznych prognoz i całe trzy dni cieszyliśmy się cudownym słońcem i bezludnymi szlakami. 

Co to dużo pisać zresztą.. Spójrzcie tylko na zdjęcia:



































Wczesnym porankiem ruszyłyśmy ze schroniska w Dolinie Chochołowskiej na klasyczną trasę Grześ-Rakoń-Wołowiec. Nie mogłam wyjść z podziwu... całe piękne góry tylko dla nas. Między tatrzańskimi szczytami hulał wiatr. Przepiękne słońce, lekka wędrówka. Środek tygodnia pod koniec kwietnia. Ani śladu innych ludzi. Zupełne przeciwieństwo moich skojarzeń z wakacyjnymi Tatrami obleganymi przez niepoliczalne tłumy turystów. Tym razem dopiero gdzieś przy Rakoniu spotkałyśmy pojedynczych górskich wędrowców. 

Wołowiec zdobywałyśmy samotnie. Tego dnia był naszym prawdziwym Mount Everest... 

Obcując z naturą w górach można odetchnąć spokojem. Przewietrzyć głowę. Tym razem - dosłownie.

Wchodząc na Wołowiec wiatr był niesamowicie silny. Gdybyśmy były w bardziej ekspozycyjnych miejscach szalony wicher bez problemu by nas poprzewracał. 

Wiało tak mocno, że poczułam, gdzie mam zatoki. ;) 
Pomimo przeciwności z wielką satysfakcją zdobyłyśmy nasze ponad 2 tysiące metrów n.p.m.












tam kiedyś pójdę... ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

powrót do Bari

Kąpiele w ciepłym morzu.... Coś niesamowitego. Wrzesień w Apulii. Upał w białych miasteczkach. Powrót do Bari po ponad roku .  Wyjątkowym roku. Pierwszy lot samolotem po pandemicznej przerwie... Trani