Przejdź do głównej zawartości

Norweska kuchnia eksperymentalna

25-31 sierpnia 2014

Nie, nie będzie to wpis o kulinarnych nowinkach Norwegów. Będzie to prezentacja naszych jedzeniowych odkryć i spostrzeżeń z tygodnia spędzonego w tym cudownie pięknym skandynawskim kraju, który choć widokami zachwyca, to cenami - nawet w supermarketach - zdecydowanie nie.

i oczywiście norweskie "pranie" - z promu

Czyli co zrobić, żeby względnie dobrze 
i supertanio odżywiać się w Norwegii.




Można żywić się najtańszym znalezionym w norweskim KIWI chlebem smarowanym przywiezionymi z Polski kremem czekoladowym, marmoladą z dzikiej róży i białym serkiem - na zmianę lub w swobodnych kombinacjach. Daje energię i poza łyżeczką niczego więcej do aplikacji nie wymaga. Plastikowe opakowania zdecydowanie wagowo zwyciężają nad słoikami. Bliska jest mi szczególnie seria polecana przez Ewę Wachowicz z Delikatesów Centrum ;) - wymienione produkty doskonale sprawdziły się noszone po ukraińskich połoninach i ich zawartość całkiem nawet nieproszona się nie wylewała.
Świetna sprawa to też leciutkie i nie robiące problemów z sobą kiełki (rzodkiewkowe, brokułowe...) z Biedronki - wspaniale ubogacające biały ser. ;)



Ale ile można żywić się samym chlebem...

skoro w KIWI promocja na pół kilo chipsów... (eh)

Prawdziwe kulinarne eksperymenty zaczynają się przy posiadaniu dobrego garnka i palnika z gazem (który  to gaz w Norwegii można znaleźć, w zbliżonych do polskich cenach, w sportowych sklepach - na stacjach benzynowych są tylko takie [zbyt] duże).

Kuskus ponad wszystko. Gorąca woda do szczęścia mu wystarczy. A dobrze smakuje... chyba z każdym dodatkiem.




Nieśmiertelne kabanosy łączone z kukurydzą lub pomidorami z puszki (czy innymi cudami z puszki), pesto, czy na słodko: wspomniana wcześniej marmolada (+ cynamon!) - każdy z tych produktów dobrze czuje się w kuskusowym towarzystwie.

Właśnie: i przyprawy! Tak niewiele, a tyle potrafią...



Wykwintne danie z drogi na Trolltunge: ryżowy makaron z koncentratem pomidorowym, pokrojonymi w kostkę kabanosami i ziołami prowansalskimi (opcjonalnie + kiełki). Zaletą ryżowego, chińskiego makaronu jest jego waga oraz to, że podobnie jak kuskus, wystarczy zalać go gorącą wodą - nie potrzebuje gotowania. Sam smakuje zupełnie... nijak, ale łącząc go z wymienionymi wyżej składnikami... mmm, podróżnicze spaghetti szybko i prosto - gotowe! ;)



a na deser: wszędobylskie jagody

W temacie "deserów" jeszcze: zachwycona byłam moim pomysłem połączenia suszonych moreli i cynamonu ze słodkimi bułkami, tego typu:

Można znaleźć w norweskich supermarketach podobne -->
za ok. 6 koron (+/- 3 zł). 








Już nad Trolltungą nie zachowaliśmy się jak hiperultraniskobudżetowi turyści i spałaszowaliśmy liofilizowane obiady. Ponad 600 kcal za ponad 20 zł. Znów wystarczył wrzątek, 15 minut i było całkiem smacznie.

Norweska kuchnia: hiszpańska czy francuska? ;)


Albo włoska... a mianowicie tortellini. Czyli małe pierożki z nadzieniem serowym, grzybowym lub mięsnym. Potrzebują gotowania się przez ok. 15 minut. Tanie znajdziemy np. w Biedronce ;), a koncentrat pomidorowy lub pesto  + przyprawy spotęgują doznania smakowe.






W ramach Allemansrätten, czyli skandynawskiego prawa dostępu do korzystania z natury swobodnie można zbierać w lasach wszelkie owoce i grzyby - co też sprzyjać może taniemu norweskiemu jedzeniu.


Nyt måltidet! ;)


O Norwegii więcej tutaj
a zdjęcia - nie tylko kulinarne - znaleźć można tu.

Karolina

Komentarze

  1. Bardzo dobrze, że trafiłam na ten wpis akurat teraz - za 9 dni lecę do Norwegii i martwiłam się śmiercią głodową przez ceny :D
    (a przy okazji do mnie zapraszam w wolnej chwili: http://stopempoprzygode.blogspot.com/ ;) )

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Świnica. Jesteśmy mgłą

Ciepło krakowskiego wieczoru zaskoczyło. Tramwaje głośno mknęły po torach, samochody rozświetlały czerwcowe ciemności. Ciepło miasta, trochę lepkie i betonowe. To zupełnie inne powietrze od tego w górach: rześkiego i mglistego. Mgła była wszędzie. Otaczała z każdej strony. Wdzierała się we włosy, chłodziła ramiona, osiadała na powiekach.  Jakbyśmy wszyscy byli mgłą.

Na rynku Pan Kataryniarz, a w Łazienkach wiewiórki

9 - 11 października 2014 Czasem bywa i tak, że podróże same znajdują swoich podróżników... W taki właśnie sposób po zimowej Pradze przyszedł czas na jesienną eksplorację innych części Warszawy. Tym razem w zacnym pielęgniarskim gronie. ;) co prawda to firanka, a nie pranie... ale ile w niej uroku! i warszawskie pranie z prawdziwego zdarzenia a nawet takie prosto z rynku! sobotnie przedpołudnie w Łazienkach