Przejdź do głównej zawartości

Przez listopadową mgłę w bieszczady brnąc...

10-13.11.2013

Listopadowego prania nie spotkaliśmy, był za to wywieszony koc przy Chatce Puchatka.
Niech więc pełni rolę prania na dziś:




Zamarzyło mi się zobaczyć najbardziej urokliwe polskie góry w listopadowym totalnym-po-sezonie. Żeby wyblakły kolory, spadły liście z drzew, a jeszcze szumiały wyschłe trawy połonin nieznające śniegu. Żeby puste, bezludne bieszczadzkie przestrzenie oświecało niskie listopadowe słońce.

Udało się! :) 

Udało się - szczególnie pogodowo: w rozmarzeniu zapomniałam o przymrozkach i listopadowych mgłach, ale okazało się, że było jeszcze lepiej, niż można by się spodziewać...





A dokładnie to było tak:

Jako prawdziwi wytrawni turyści z profesjonalną mapą wytrawnego turysty (słynną ze swojej nieczytelności, doskonałego oznaczenia źródeł Sanu - informacja nie potwierdzona empirycznie - i z nieużywanych, ale za to historycznych oznaczeń) podjechaliśmy samochodem z Lutowisk najdalej, jak się tylko dało.
I radośnie ruszyliśmy we mgłę w stronę Otrytu i Chaty Socjologa:


 (najedzeni - nie doceniliśmy leżącego na drodze pokarmu. A dzień później można było tylko wzdychać z głodu wśród traw połonin...). po drodze spotkaliśmy marchewki...



...rzekę błota, dzięki której Otryt stał się pasmem trudnym do zdobycia - listopadowy godzinny szlak z Lutowisk do Chaty Socjologa: wyzwanie w sam raz dla wytrawnego turysty!
takie listopadowe leśne mgły towarzyszyły nam... ciągle
przy tym znaku pierwszy raz spotkaliśmy harcerzy...

Z racji dłuższego weekendu przy 11 listopada w Chacie Socjologa  mogliśmy bliżej poznać harcerskie zwyczaje, gry i zabawy, przyśpiewki... Mieliśmy niepowtarzalną sposobność do podzielenia się z innymi pojedynczymi egzemplarzami swoich skarpetek i kapci. A w wolnych chwilach od tych licznych atrakcji długiego listopadowego wieczoru w Chacie bez prądu i bieżącej wody...

...ale za to z ogniskiem w środku!
...na mapie wytrawnego turysty (!) segregowaliśmy karty, żeby później w nie nie zagrać...

...dzwoniliśmy po pizzę, która z niewyjaśnionych dotąd przyczyn do nas nie dotarła...
"- Nie, nie, na szlaku z Lutowisk dużo błota, proszę lepiej przyjechać do nas od Dwernika..."
"- No chyba pani żartuje... My weszliśmy na otryt, a pizza wejść nie może?!"
"- czekamy i czekamy, ja chciałam zapytać - gdzie ta nasza zamówiona godzinę temu pizza?!.."

Choć w nocy pięknie pokazały się gwiazdy, to gdy rano stało się jasno nadal panowała wszędobylska mgła. No w końcu listopad. Zeszliśmy błotnistym szlakiem wytrawnego turysty do auta w Lutowiskach, zrobiliśmy zapasy jedzeniowe w podobno najdroższym polskim sklepie (?) w Wetlinie i mijając Pomnik Harasymowicza na Przełęczy Wyżnej wdrapaliśmy się nieco mniej błotnistym od poprzedniego (choć pan na parkingu nas ostrzegł, że "nim to woda płynie!") żółtym szlakiem na Połoninę Wetlińską.

wdrapywanie po błocie
bajkowy mglisty las...
i TAAAKIE widoki!

Tej mglistej nocy byliśmy jedynymi śpiącymi gośćmi w Chatce Puchatka.

Jagoda i Wojtek Belon - znajdź 5 różnic

A rano...

...ciągle ta mgła?!..
trawy połonin oblodzone...
...ale nadzieja na słońce, powoli, powoli stawała się coraz większa...





Zupełnie się tego nie spodziewając (jak to podobno zawsze bywa) zobaczyliśmy...



..uwaga, uwaga!...




WIDMO BROCKENU!!!


to zdjęcie Bartka. i widmo Brockenu również jego. ale ja miałam bardzo podobne, tylko baterie w aparacie tego nie doceniały

Widmo Brockenu zobaczyliśmy na pustej i cichej Połoninie Wetlińskiej dwukrotnie.
Pozostaje polować teraz na trzecie górskie spotkanie z tęczową aureolą...


I mgła opadła
I było najpiękniej, jak tylko mogło być...

najpierw tak...
...potem tak...
...i taaak!

tam w oddali wyłania się Smerek. według mapy wytrawnego turysty - Wysoka (?!)
prawdziwy wytrawny turysta - zdobywca ;)
nieocenione okazały się w tych chwilach batoniki musli z Carrefoura




I były... były, były, były! Suche, blade trawy połonin, spokój, cisza, niesamowicie czyste błękitne niebo z rozsłonecznionym listopadowo słońcem, nagie, bezlistne drzewa zanurzone w oceanie puchatych mgieł...

Piękniej, niż można było sobie wyobrazić.
I całe to piękno tylko dla nas. Zachwycające i niezwykłe.



nie ma nic cudowniejszego od pustych, słonecznych połonin

Schodziliśmy, a z nami wczesnym popołudniem zniżało się i słońce.












Do zobaczenia, bieszczadzkie połoniny!..

zdjęcie Jagody


A w dolinach bez zmian - mgła niepodzielnie panowała w najlepsze.
Nasza kolejna noc: w Smolniku u Grzesia.

jak widać jest to zbyt czytelna mapa, aby mogła być mapą wytrawnego turysty. kubeczki za to przeurocze
Jagoda w Krainie Psów

Smolnik w Krainie Listopada

takie huśtawki przy schroniskach - najlepsze




Więcej zdjęć z tego błogiego listopadowego czasu w Bieszczadach tutaj


(zdj. B.)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Na rynku Pan Kataryniarz, a w Łazienkach wiewiórki

9 - 11 października 2014 Czasem bywa i tak, że podróże same znajdują swoich podróżników... W taki właśnie sposób po zimowej Pradze przyszedł czas na jesienną eksplorację innych części Warszawy. Tym razem w zacnym pielęgniarskim gronie. ;) co prawda to firanka, a nie pranie... ale ile w niej uroku! i warszawskie pranie z prawdziwego zdarzenia a nawet takie prosto z rynku! sobotnie przedpołudnie w Łazienkach

Świnica. Jesteśmy mgłą

Ciepło krakowskiego wieczoru zaskoczyło. Tramwaje głośno mknęły po torach, samochody rozświetlały czerwcowe ciemności. Ciepło miasta, trochę lepkie i betonowe. To zupełnie inne powietrze od tego w górach: rześkiego i mglistego. Mgła była wszędzie. Otaczała z każdej strony. Wdzierała się we włosy, chłodziła ramiona, osiadała na powiekach.  Jakbyśmy wszyscy byli mgłą.