Przejdź do głównej zawartości

Zaskakujące piękno słowackich gór, czyli jak z ferrat wybrać się w Fatry




Było tak, że pierwotnie marzyły nam się sierpniowe ferraty. Ja miałam chęć na przepaści, łańcuchy i zapierające dech w piersiach ekspozycje. Orla Perć na dobre rozpaliła we mnie tęsknoty do wysokogórskich wycieczek... :)

Ostatecznie jednak ferraty zamieniliśmy na Fatry. ;) Niepoznane jak dotąd przez nas żelazne drogi jeszcze na nas poczekają, a w ten sierpniowy czas daliśmy się zaskoczyć górom słowackim.

Ach, co to były za zaskoczenia!...


słowackie pranie z okolic Wielkiej Fatry


droga dookoła Wielkiego Rozsutca, w tle Stoh

Wielki Rozsutec





Okazuje się, że tak bliska nam przecież Słowacja ma w swej górskiej ofercie bardzo, bardzo wiele!

wędrując granią Małej Fatry...








Najpierw przeczekaliśmy deszcz nareszcie wysypiając się przy dźwiękach kropli tłukących się o parapet. 


Potem przemierzaliśmy Wielką Fatrę we mgle. Przewiewało chmury. Przychodziły nam do głowy różne górskie wspomnienia tak idąc wśród traw i mgły. Ja miałam w myślach Świdowiec z kępkami traw, które przypominały jeże o długich kolcach. Pierwsze wycieczki z Rodzicami w Bieszczady, gdy lipcowe deszcze nadawały klimatu zielonym połoninom i Bazie Ludzi z Mgły. Tamtoroczne Gorce, puste i ciche, gdy z Olą i towarzyszącymi nam psami moknęłyśmy równo przez dwa dni. Pierwszą dłuższą wędrówkę z plecakiem i ostrzeżenia Warszawiaka na polu namiotowym w Cisnej, że nie mamy odpowiedniego sprzętu na taką wrześniową górską ekspedycję, bo nad Jasłem przetaczają się chmury...


Mglista Wielka Fatra. Jeszcze na szczycie Ploska była mgła totalna, a potem chmury gdzieś rozwiało  i odsłoniły się przepiękne widoki. Mało ludzi, choć to niedziela. Górskie tereny rozległe. Wędrówki granią, wśród traw, połoninowych zboczy i pasących się owiec. Łąki pełne letnich, kolorowych kwiatów, rozbrzmiewające koncertami świerszczy.


A w dolinie tajemniczy samotny skuter z pustym słoikiem po dżemie na siedzeniu...


mglista Wielka Fatra 




Ploska widoczna z Borisova








Przypadkowy nocleg u przemiłej pani w Biely Potok. 
Niby słowacki podobny, niby to taka granica-nie granica, a cieszą te drobne różnice. Dobré ráno i uteráky (ucierki). Podróż za granicę to zawsze fajna sprawa. ;) Można sobie kupić zagraniczną pastę do zębów i wspominać podróż każdego poranka i wieczoru jeszcze długo po powrocie, jak radził kiedyś Cejrowski. Cejrowski Cejrowskim, ale mnie ta słowacka pasta do zębów cieszy codziennie. A pomadka do ust z chińskiej wioski tarasów ryżowych w Yunnanie za równowartość złotówki dotąd świetnie się sprawdza - wywołując uśmiech w najmniej spodziewanych momentach. ;)


Z Biely Potok droga prosto przez znane nam sprzed kilku lat Diery. Kładki, mostki, drabinki, łańcuchy nad rwącym potokiem i wodospadami. Mieliśmy swoje małe ferraty w Małej Fatrze. ;) Doszliśmy tam, gdzie pierwszego dnia września pięć lat temu w deszczu udało nam się dotrzeć - i tym razem przy słonecznej pogodzie ruszyliśmy dalej. Kuszące szczyty Rozsutców nad łąkami. Jura Krakowsko-Częstochowska w wersji hard. Mały i Wielki Rozsutec czekają jednak na nas cierpliwie razem z alpejskimi ferratami... A my wędrujemy przez skaliste ścieżki zboczami lasów i trawiaste granie z zupełnie zachwycającą ekspozycją. Męczące trasy, duże przewyższenia, ale widokowo przepiękne i bardzo różnorodne. Słowackie góry totalnie nas zaskakują. 

Mały Rozsutec

Wielki Rozsutec

Wielki Rozsutec

Stoh

Wielki Rozsutec

spod Stoha w stronę Chleba


Wielki Rozsutec












Nocujemy w Chacie pod Chlebom. Szczyt nazywający się Chleb w niczym chleba nie przypomina. Kapuśniak jest za to kwaśny i pyszny, piwo ciemne i najlepsze na wieczór po wyczerpującej drodze. 

W Chacie towarzyski Austriak opowiada o swojej górskiej drodze i perspektywie. Rozpoznaje na zdjęciach przy ladzie Viedenské parky.

A kolejnego dnia na szczycie Wielkiego Krywania drugi rozdział historii o krótkofalarstwie. (Pierwsze górskie spotkanie z radioamatorstwem odbyliśmy w Gibasówce). Gość ze szczytu Wielkiego Krywania nadawał i odbierał fale z Australii i innych końców świata...
Iloma i jak różnymi rzeczami można się pasjonować, niebywałe!


Chata pod Chlebom

widok z Wielkiego Krywania

widok z Wielkiego Krywania, w dali: Wielki Rozsutec


Wielki Rozsutec i Stoh

widok z Wielkiego Krywania


Wielki Krywań



Przez okno z poddasza pastele na niebie po zachodzie słońca w tle zarysu górskich szczytów i czarnych świerków. Potem nad głową gwiazdy, w uszach pozorna cisza gór: szum natury, dźwięki odosobnienia.



A rano:


Lubię mieć czas. Słońce wstało, wznosi się coraz wyżej i ogrzewa świat coraz mocniej. 
Wokół rozciąga się królestwo nieskończonej ilości jagód. Dłonie szybko się nimi brudzą.
Wolność. Czas. Przestrzeń.














Komentarze

  1. Cudowna relacja! Mała Fatra skradła nasze serca od pierwszego wejrzenia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki! :)

      a Mała Fatra to chyba zawodowy złodziej serc... ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...

Psychizacja krajobrazu

Wrażenie pustki. Lodowaty wiatr, który rozpalał policzki. Kiedy wstrzymywał swą szaloną gonitwę nastawała zupełna Cisza. Biały bezkres. Wyłaniające się z mlecznego powietrza srogie, surowe skały. Kontrasty. Bieli śniegu z ciemną zielenią kosodrzewiny. Jaskrawych ubrań i plecaków z monotonią i stałością krajobrazu. Lodowato zimnych dłoni z gorącym zachwytem w sercu. Kontrasty. Lekki puch śniegu i siła górskich skał.

Literackie wędrówki z Olgą Tokarczuk

Wśród zakurzonych książek w osiedlowej bibliotece znalazłam cienki zbiór trzech opowiadań. Miałam jakieś 14 lat i dałam się porwać. Dziwny świat, metaforyczny i wciągający. Życie we wnętrzu - szafy, hotelu, gry. Można wejść, i wcale nie chce się wychodzić. Szkatułkowość świata.