Przejdź do głównej zawartości

Buda i Peszt w podrygach jesieni

22-24 września 2014

Miało być tak i owak, a wyszedł nam autostop do Budapesztu. Perfekcyjnie uciekłyśmy od polskiej pluchy i chłodu w początek najpiękniej słonecznej węgierskiej jesieni.

węgierskie bloki, węgierskie pranie

pranie bardziej ubogie,
 ale ciekawsze kompozycyjnie
















































próbując wydostać się z Krakowa...

Dotarłszy deszczowo-autostopowo do Chyżne na granicy polsko-słowackiej zatrzymał się dla nas szalenie sympatyczny i zabawny Włoch (Mamma mia! Cappuccino!). Po zastanowieniu, wspaniale dla nas, obrał swą drogę przez Budapeszt. Wracał właśnie ze swojego Eurotripu cudownym domkiem na kółkach



I tak wylądowałyśmy wśród bloków Budapesztu. A stamtąd na węgierską mszę, gdzie dodatkowo pobrałyśmy krótką naukę czytania po węgiersku ;). Idąc chodnikami suche liście szurały pod stopami, był cudnie ciepły wieczór pachnący ostatnim dniem lata. Budapeszt nocą legendarnie zachwycający. Wokół nas wszędzie był tak bardzo niezrozumiały obcy język, a jednak też wrażenie podobieństwa klimatu Węgier do Polski.






kolacja pod parlamentem
węgierskie "Serduszko"!

Couchsurfing tym razem się nie powiódł, za nasze miejsce na nocleg wybrałyśmy więc... Wyspę Małgorzaty. A tam na dobranoc zaskoczył nas taniec kolorowych fontann - na przemian do muzyki klasycznej i współczesnej.

 Rankiem szybko zwinęłyśmy namiot (nim dotarli do nas panowie jadący śmieciarką...) i ruszyłyśmy na spacerową eksplorację Budapesztu. Świetna sprawa, że była możliwość za darmo zostawienia plecaków w informacji turystycznej (przynajmniej w tej przy Placu Oktogon).

szybka ucieczka przed panami ze śmieciarki...

Plac Bohaterów

śniadanie i leżakowanie na trawie...

śledząc żółte tramwaje...


Nagy Vasarcsarnok

klimatyczny sklep ze starociami

i bar z syfonami ;)

salony fryzjerskie przypominające mi te gruzińskie...

urok tamtych dni...

...ze Wzgórza Gellerta


lawendowe lody

plecak Oli w zaszczytnym miejscu

"Buty nad Dunajem" (niedaleko parlamentu)
 Niezwykle wymowna kompozycja upamiętnia ofiary reżimu strzałokrzyżowców - faszystowskiego ugrupowania odpowiedzialnego za ludobójstwa dokonane na ludności żydowskiej w latach 1944-45 na Węgrzech. Powszechnie stosowaną przez nich metodą eksterminacji były egzekucje dokonywane nad brzegiem rzeki - skazanym nakazywano zdjąć buty i stanąć w rzędzie na wysokim nabrzeżu, po czym padała komenda "rozstrzelać". 
Bezwładne ciała wpadały do Dunaju i przez nurt niesione były dalej w dół rzeki. 
Autor dzieła wykonał żelazne odlewy sześćdziesięciu autentycznych par obuwia z lat 40. XX w. i przytwierdził je do trotuaru."



no cóż... nikt nie obiecywał, że jesienne poranki w namiocie będą ciepłe...

 Tak, drugiej nocy znalazłyśmy absolutnie perfekcyjne krzaki na Wyspie Małgorzaty do ukrycia naszego namiotu. A rankiem ruszyłyśmy w stronę Vác, skąd autostopowo wydostawałyśmy się już w stronę Polski...

Ale, ale, zaraz! Podobno nie można wyjechać z Węgier bez zjedzenia słynnego langosza! ;) W Budapeszcie o tej nieludzko wczesnej godzinie, o której ruszałyśmy, żadne miejsce serwujące langosze nie było otwarte. Podobnie niełatwo było dostać karton w sklepie w Budapeszcie... Z obu opresji szczęśliwie wyratowało nas niewielkie Vác. ;)

jest sukces! langosz i karton zdobyte! ;)

postanowiłyśmy jednak nasze danie nieco udoskonalić...

jak wyszło?

pyyysznie! ;)

Pożegnałyśmy więc węgierską jesień i czekałyśmy na autostopowy łut szczęścia... 

dobra sesja przy drzwiach nie jest zła



A poniżej i powyżej jeszcze nasz karton z odzysku - zostawiony przy stacji benzynowej na granicy węgiersko-słowackiej przez wcześniejszych łapiących okazję (zapewne) Polaków. Bardzo szczęśliwy karton - zaraz zatrzymała się dla nas przemiła Węgierka z USA jadąca prosto do Krakowa! Tłumaczyła nam tajniki tanga, z pełną uroku muzyką w tle, gdy za oknem mijałyśmy najcudowniej rozświetlone słońcem słowackie Tatry...






 Karolina

Komentarze

  1. Widać po zdjęciach ten klimat Budapesztu. Urocze knajpki, sklepy, trochę rozklekotane tramwaje i cudowni ludzie;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...