15 lipca 2014
Wcale nie miałyśmy tam trafić. Nie planowałyśmy wizyty w Kachetii. Ale zbieg wszelkich okoliczności posłał nas do Signagi (სიღნაღი) - gruzińskiego miasteczka "jak z Toskanii".
znajdź pranie |
Tak jak nikt nie polecał nam Cziaturi, tak wszyscy jednogłośnie polecali nam Signagi.
No to pojechałyśmy.
Żadna z nas nie była w Toskanii, ale toskański klimat czułyśmy na całego... ;)
Szczególnie gdy tego gorącego dnia udało nam się zrzucić z siebie plecaki i beztrosko ruszyć przed siebie brukowanymi uliczkami.
Jagoda pomaga rozstawiać parasole licząc na darmową przechowalnię bagażu |
wysiłek nie poszedł na marne! ;) |
Nim ruszyłyśmy, wolne od ciężarów, posiliłyśmy się - tą świetną, wszędzie w Gruzji taką samą ;) - konkretnie doprawioną sałatką z pomidorów, obowiązkowo z kolendrą i olejem słonecznikowym. Pycha!
Tam też pierwszy (i ostatni) raz spróbowałyśmy słynnych chinkali.
chyba wolę chaczapuri... |
oczywiście, jak zawsze, przy jedzeniu towarzyszyły nam zwierzęta (znajdź psa!) |
Szłyśmy więc w tym upale, szłyśmy, szłyśmy...
...aż doszłyśmy na dach! |
taaakie widoki... |
...tylko gdzie to morze?! |
Morza nie było, choć do tego miasteczka pasowałoby idealnie. Nie było (i nie ma) też potrzeby płacenia za wstęp na dach kościółka, o którym przeczytać można w każdym przewodniku. Później dopiero dowiedziałyśmy się, że 1 lari przy wejściu pobierane jest przez starszą panią zupełnie bezprawnie. ;)
Miasteczko przyjemne, ładnie zrekonstruowane, cieszy oczy. W moim odczuciu jest dużo bardziej turystyczne niż inne miejsca w Gruzji. A i tak podobno potencjał turystyczny nie jest wykorzystywany w pełni... Dowiedziałyśmy się tego i mnóstwa innych ciekawostek od Polki, która chce tam kupić dom. A poznałyśmy ją dzięki Gruzinowi mówiącemu po polsku, który zagadnął nas, gdy już w zamiarze miałyśmy opuścić miasto. I tak udało nam się zobaczyć Signagi nocą i po raz kolejny doświadczyć słynnej gruzińskiej gościnności... ;)
I prawdziwą, małą, gruzińską piekarnię też zobaczyłyśmy!
można było więc zjeść przepyszny chleb prosto z pieca :) ... |
... kupić dziergane pamiątki ... |
... pohulać na huśtawkach ;) ... |
Niko Pirosmani (ნიკო ფიროსმანი) to trochę taki gruziński Nikifor. Wśród innych zdjęć z Signagi można odszukać też notki o nim prosto z muzeum.
To o Pirosmanim właśnie śpiewa Алла Пугачева w swojej piosence o ubogim malarzu, który zakochał się we francuskiej aktorce, sprzedał wszystko, co miał i podarował jej milion purpurowych róż...
To o Pirosmanim właśnie śpiewa Алла Пугачева w swojej piosence o ubogim malarzu, który zakochał się we francuskiej aktorce, sprzedał wszystko, co miał i podarował jej milion purpurowych róż...
Poza tym co turystycznie atrakcyjne i eleganckie w Signagi można znaleźć i klimatyczne miejsca w moim ulubionym stylu:
(te zdjęcia, na których jestem,
są rzecz jasna autorstwa mej towarzyszki podróży: Jagody)
są rzecz jasna autorstwa mej towarzyszki podróży: Jagody)
Pięknie napisałaś o Sighnaghi. Mieszkamy tu od roku i cały czas zachwycamy się tym miasteczkiem. Jeżeli zaś chcesz poznać jesienne i zimowe Sighnaghi, to zapraszam na naszą stronę https://web.facebook.com/peterguesthouse bo przez cały ten okres starałam się pokazywać zdjęcia miasta poza sezonem turystycznym. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZachwycam się Waszymi zdjęciami i relacjami z zimowego i jesiennego Sighnaghi właśnie... Jak pięknie! Dzięki! :)