Przejdź do głównej zawartości

Przestrzeń Adriatyku z perełki słoweńskiej Istrii

marzec-kwiecień 2014

Piran, ach, Piran!.. 



Małe miasteczko zachwyciło dwukrotnie: podczas słonecznej niedzieli i burego piątku.


panorama morskiej przestrzeń - niezmiennie zapierająca dech



 Słońce, błogie świąteczne popołudnie. Spontaniczna wycieczka do Piranu. Opowieści sympatycznego Słoweńca. Profil uroczego miasteczka pełnego ciasnych budyneczków o czerwonych dachach.


Z rynku wędrówka labiryntem pnących się w górę korytarzy wąskich uliczek. Coraz to nowe zachwyty.




Dotarcie na szczyt wzgórza z kościołem i przepaść prosto w kamienisty nadmorski brzeg. Słońce i szeroka panorama cudownie przejrzystej, niebieskiej wody. W dali stateczki, łódeczki, odległe miasteczka, blisko strome skaliste zbocze z zamkiem na szczycie. Nigdy przestrzeń morza nie poruszyła mnie tak, jak może zrobić to ekspozycja w górach. Aż do tej pory.
Absolutnie przepiękne niedzielne popołudnie.







Piątek przyszedł po czwartkowym długim wieczorze ze światłami odbijającymi się w morzu i towarzystwem marki Refošk. Sączył się więc tego dnia czas powoli, tkliwie i nierealnie, absurdami śmiesząc w sposób wyjątkowy.
I tak głowiąc się nad zaoszczędzeniem przy wejściu na zamek przypadkowy przechodzień obrazowo przedstawił nam sposób na wstęp za darmo.

sugestię tubylca wprowadziliśmy w czyn

 A na zamku wysokie wieże. I popsuty wrzutnik na monety w lunecie, więc oglądaliśmy sobie z góry robotników na dachu i spokojne życie Piranu do woli.









Każdy miał swój sposób na kontemplację rozległego widoku na morze i miasto...


 


A miasto wyludnione. Ciche zupełnie, zatopione w martwy sezon. Snuliśmy się po pustych uliczkach i placykach jak turyści widmo, chłonąc rozciągnięte w błogim lenistwie chwile.





poza robotnikami na dachu byli jeszcze rybacy nad morzem (zdj. Jagody)
i dzieci grające w piłkę na rynku (zupełnie jak na zielonym rynku w Radomiu!)
a pod drzewem oliwkowym dachowiec
Wizyta w Piranie była esencją pobytu w atrakcyjnym turystycznie miejscu zupełnie poza sezonem. Lepiej być nie mogło.

a zdjęcia również z Piranu tutaj


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...

Psychizacja krajobrazu

Wrażenie pustki. Lodowaty wiatr, który rozpalał policzki. Kiedy wstrzymywał swą szaloną gonitwę nastawała zupełna Cisza. Biały bezkres. Wyłaniające się z mlecznego powietrza srogie, surowe skały. Kontrasty. Bieli śniegu z ciemną zielenią kosodrzewiny. Jaskrawych ubrań i plecaków z monotonią i stałością krajobrazu. Lodowato zimnych dłoni z gorącym zachwytem w sercu. Kontrasty. Lekki puch śniegu i siła górskich skał.

Literackie wędrówki z Olgą Tokarczuk

Wśród zakurzonych książek w osiedlowej bibliotece znalazłam cienki zbiór trzech opowiadań. Miałam jakieś 14 lat i dałam się porwać. Dziwny świat, metaforyczny i wciągający. Życie we wnętrzu - szafy, hotelu, gry. Można wejść, i wcale nie chce się wychodzić. Szkatułkowość świata.