Z Ewą mówiłyśmy, że tak będzie wyglądał raj: wieczna wędrówka granią o poranku, rześkim i słonecznym, na Jagnięcy Szczyt.
Wokół tańczyły chmury. Cisza. Piękniej być nie mogło.
W Tatrach Słowackich byłyśmy kilka dni.
Wpisałam w wyszukiwarkę "najtrudniejsze szlaki w Tatrach Słowackich" - i poszłyśmy tam, gdzie nas jeszcze nie było ;)
Pierwszego dnia Bystra Ławka ze Szczyrbskiego Jeziora.
Załapałyśmy się wygłodniałe na ostatnie hranolky i hot-doga. Turystyczne stragany tuż po zachodzie słońca zamknięte.
Spałyśmy w namiocie na kempingu RIJO w Starej Leśnej. Zimno i wilgotno.
Kolejnego dnia Polski Grzebień i Mała Wysoka ze Starego Smokowca. Chrapkę miałyśmy jeszcze na Rohatkę, ale mroczne popołudniowe chmury nas zniechęciły.
A tutaj rozmawiałyśmy o jaskiniach Janosika...
Lubię góry po godzinie 17. Pustoszeją.
I jak na Rohaczach - ciepłe światło sierpniowego popołudnia...
Następna noc w namiocie - tym razem cieplej, bo nasz tymczasowy dom rozgrzał się słońcem przez cały dzień. :)
A nasz trzeci dzień deszczowy. Odpoczynkowy. Nawet msza niedzielna po słowacku w Tatrzańskiej Łomnicy. Kostol Panny Marie Nenebovzatej.
Przy śniadaniu i przeczekiwaniu deszczu opowieści o Koronie Tatr i szczytach zdobywanych nie po szlakach przez pozornego szwagra, który okazał się zupełnie szwagrem nie być.
Lubię te górskie spotkania i rozmowy. Górską wspólnotę.
Popołudniu ruszyłyśmy do znalezionej przez Ewę doliny z Zelenym Pleso.
I okazało się że to zdecydowanie najbardziej zachwycająca dolina w Tatrach. Strzał w dziesiątkę. Potężne wysokie góry na wyciągnięcie ręki. Niesamowite...
Spałyśmy w Chacie pri Zelenom Plese. Przeurocze schronisko, z mnóstwem zabawnych rysunków.
A rano słońce wschodziło dokładnie w takim miejscu, żeby móc je podziwiać gdy wstaje...
I przekonał nas, żeby o poranku ruszyć na Jagnięcy Szczyt zamiast na Wielką Świstówkę, jak wcześniej planowałyśmy. I to była doskonała decyzja.
Zgubiłyśmy się wracając w tej mgle. Szukałyśmy powrotnej drogi po odgłosach ludzi...
Z każdym kolejnym spotkaniem z wysokimi Tatrami zakochuję się w nich coraz mocniej...
Eh, jak dobre są te górskie wspólne wędrówki... Rozmowy, rozkminy, górskie zwierzenia. Zachwyty zapierające dech. Przestrzenie przyprawiające o zawroty głowy.
A wracając autem gdzieś na Podhalu Ewa zapoznała mnie z Matą.
i jeszcze więcej zdjęć z sierpniowych słowackich Tatr
Komentarze
Prześlij komentarz