Niekończące się pasma szczytów, rozpływające się w dali w niebieskiej mgle. Góry aż za horyzont.
Każde kolejne zdobywanie grani okazywało się tylko preludium do dalszej drogi. Góry mylne - bo mamiły nas perspektywą szybszego dotarcia na szczyty. A ponieważ nasza mapa odpłynęła wartkim strumieniem górskim jeszcze przed zdobyciem trzytysięcznika dalszy ciąg naszych alpejskich wędrówek był zupełnie spontaniczny i instynktowny.
Kiedy już zdobyłyśmy upragnioną grań ukazały się kolejne górskie pasma. A za nimi kolejne, i jeszcze następne... W dole iglaste lasy i miejscowości innej spośród narciarskich Trzech Dolin. Nowe dla nas perspektywy, odkrycia przestrzenne.
Grań chwilami przypominała tatrzański szlak między Kopą Kondracką a Kasprowym, chwilami było zupełnie jak na bieszczadzkich połoninach.
Niezmiennie pusto, słonecznie i bajkowo jesiennie.
Zapraszam w fotograficzną drogę:
Komentarze
Prześlij komentarz