Przejdź do głównej zawartości

Na rynku Pan Kataryniarz, a w Łazienkach wiewiórki

9 - 11 października 2014

Czasem bywa i tak, że podróże same znajdują swoich podróżników... W taki właśnie sposób po zimowej Pradze przyszedł czas na jesienną eksplorację innych części Warszawy. Tym razem w zacnym pielęgniarskim gronie. ;)

co prawda to firanka, a nie pranie... ale ile w niej uroku!

i warszawskie pranie z prawdziwego zdarzenia

a nawet takie prosto z rynku!


sobotnie przedpołudnie w Łazienkach

A wszystko dzięki tej oto kotce ;) :



nasza warszawska nawigacja wszelkimi sposobami... ;)
(zdj. Gosi)

Przepiękna polska złota jesień odkrywała przed nami uroki stolicy... Bo jeśli już chodzić po cmentarzach, to przecież najlepiej jesienią. A w Warszawie... no to chyba najgodniej po Powązkach?





kot cmentarny

(zdj. G.)

 Dotarłyśmy też na mizar (z ciekawości porównania z tymi muzułmańskimi cmentarzami z Kruszynian i Bohoników). A tam chwiejna drabina  na drzewo i najcudniej iskrzące się w słońcu nitki babiego lata...


(zdjęcie Gosi)





Po cmentarnych spacerach ruszyłyśmy na miejsce, gdzie w Krakowie dostać się nie sposób... mianowicie: na warszawską starówkę. ;)






Jagoda wśród palm - najszczęśliwsza ;)





Te kolorowe kamieniczki, wąskie uliczki, malownicze schody z wijącym się winoroślem, jesienne słońce i dodający niepowtarzalnego klimatu Pan Kataryniarz spod Syrenki - wzbudziły w nas prawdziwy zachwyt. Za każdym rogiem czaiła się jakaś para młoda w trakcie sesji zdjęciowej, Papuga Pana Kataryniarza była spokojna, a katarynka wygrywała swoje magiczne melodie. Nacieszyłyśmy się urokami warszawskiej starówki i dowiedziałyśmy się od Pana Kataryniarza, że jest jednym z około dziecięciu kataryniarzy w Polsce. Że katarynki są dużo bardziej popularne w Austrii i w Niemczech, ale tam nie grywa się na nich na ulicach. I żeby usłyszeć wybrany utwór trzeba poczekać najpierw na zagranie tych melodii, które są przed nim na rolce. I jak nazywa się Papuga też się dowiedziałyśmy, ale zapomniałam. A Jagoda przypomniała - imię Papugi to Kuba. ;)








"najwęższa kamienica!" - ktoś zakrzyknął...

...i nie był to Pan Robotnik



Potem okazało się, że bulwary wiślane są w remoncie, i rysowanej przez Gosię w przedszkolu Syrenki znad Wisły już nie zobaczyłyśmy. Zapadł zmrok, na Placu Zbawiciela krzesła jak ze szkolnej sali, a na barbakanie cydr miodowy przy akompaniamencie ulicznych grajków smakuje wyśmienicie.



Plac Zbawiciela

z Barbakanu


Mała Skłodowska-Curie

ul. Próżna

jedna z gazowych latarni na ul. Płatniczej

a tu jeszcze stolarnia z Żoliborza

Po obfitującym we wrażenia piątku sobotnie przedpołudnie spędziłyśmy w cudownie jesiennych Łazienkach pełnych zwinnych wiewiórek i tatusiów z wózkami vel mam z chustami do noszenia dzieci.







Jesienna Warszawa pozostawiła w nas jak najbardziej pozytywne wrażenie. :)




Karolina


Komentarze

  1. Udowadniasz, że Warszawę da się lubić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak piękną, złotą jesienią - to nawet Warszawę lubić się da ;)

      Usuń
  2. Czyli jednak Warszawa da się lubić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwłaszcza na ostatnim zdjęciu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio jestem coraz bardziej oczarowana W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)

      Mi się jeszcze marzy w maju powąchać "szalony, zielony bez" z Saskiej Kępy i zobaczyć wiosenny "zielony, pieprzony" Żoliborz... ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Na tej rudej Ukrainie... Świdowiec (Свидівець)

9-13.09.2013 Fotografie prania z tej wyprawy: Zaczęło się dwa lata temu od tęsknych spojrzeń z naszych polskich Bieszczad za daleką, zieloną Ukrainą...   "Kiedyś tam pojedziemy!" schodząc z Halicza podczas parodniowej wędrówki z plecakiem, wrzesień 2011 I pojechaliśmy.

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.