Przejdź do głównej zawartości

Śniadanie ze świniami

17-18 lipca 2014

Miasto zaspałych marzeń...
Cziatura (ჭიათურა)




Wszyscy Gruzini, bez zastanowienia, byli zgodni w jednej kwestii - w tym mieście nie ma nic ciekawego.
"Zero!"

A mnie jego atmosfera urzekła niezwykle...






Już z Zestaponi złapałyśmy na stopa betoniarkę. Od początku zapowiadało się więc ciekawie.



Gruzini z betoniarki po rosyjsku niezbyt pewnie ciut-ciut gawarit. Dzień gorący, skóra spocona i lepka od upału, chaczapuri którym nas częstowali parzące w dłonie i pyszne. Ciepła, wygazowana cola, a oni weseli i opaleni, przypominali roześmianych parobków Ditko.


Cziatura przywitała nas niczym Hollywood:


Słońce ciągle mocno przygrzewało, atmosfera w zastałym powietrzu senna i leniwa. Czas zatrzymał się tu dobrych parę lat temu i nie chce mu się ruszać dalej. Nasycałyśmy się podróżami niesamowitymi kolejkami, które przeżyły swoją śmierć techniczną. Symbol tego miasta w poradzieckim klimacie. 





Cziatura leży w dolinie, otoczona malowniczymi wzgórzami, do których prowadzą zardzewiałe kolejki jak ze steampunkowego koszmaru. To miasto górnicze, podobno dawny ważny ośrodek przemysłowy, niegdyś odpowiadający za 60% światowego wydobycia rud manganu. 
Ludzie jeżdżą tymi kolejkami jak najzwyklejszymi tramwajami, z zakupami i na obiad. I często mają smutne twarze. Podobno jak w Zabrzu, tylko prawie 100 razy mniej mieszkańców.




Policja zaangażowana i uczynna w gruzińskim stylu, a znudzeni młodzi Gruzini trochę bardziej prymitywnie nachalni niż wszędzie. Takie nasze jednodniowe obserwacje społeczne.



Słońce powoli rzucało na dolinę ostatnie błogo ciepłe promienie. Skóra nadal słonawa i spalona. Czas rozmemłany, rozciągnięty jak wyżuta guma do żucia, atmosfera rozgrzanego i lepkiego bezruchu. W starych, odrapanych blokach pustostanami otoczone zaludnione mieszkania.







No i puste plastikowe butelki na sznurku (może to taka oryginalna reklama?..), a pomiędzy blokami pawie w klatce (?!).




Wspomniani już pomocni stróże prawa szukali z nami idealnego podłoża dla palatki na wybranym przez nas wzgórzu. W gruzińskim stylu długo się nad tym zastanawiali, naradzali i zmieniali zdanie. Widok policjanta niosącego nasz rozłożony już namiot pośród wysokich paproci w drodze na nowowymyślone przez nich "lepsze miejsce" - niezapomniany i bezcenny. 



Mundurowi wielkodusznie dostarczyli nam zapas wody i gałązkę jabłoni wraz z jabłkami.
Którymi rano bez pytania poczęstowały się świnie.


Widok wszechobecnych krów (droha!), bezpańskich psów i kotów, kur, kaczek czy też i tych spacerujących sobie swobodnie świń już nas tak nie dziwił... Ale te stworzenia z Cziaturi, po radosnym wytaplaniu się w błocie (gdzie chwilę wcześniej umyłam zęby...) i wytarciu cielsk o pnie drzew, okazały się być wyjątkowo bezczelne.


Rośliny też tu można znaleźć jakieś dziwne:


I czyżby ukraiński patent z kamieniami na liniach elektrycznych, udoskonalony o butelkę?...


Tyle tajemnic i zagadek kryje Cziatura... ;)

Mimo tutejszych niewychowanych zwierząt (i nie tylko...) gorąco polecam zobaczenie tego najmniej turystycznego gruzińskiego miasta w jakim udało nam się być.


i więcej zdjęć z miasta uśpionych perspektyw

Karolina

Komentarze

  1. Jak na ZERO
    to miasteczko, otoczenie i inwentarz gospodarczy prezentują się niezwykle.
    a chrupanie śniadania ze świniami musi być niezapomnianym przeżyciem.
    Pięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takie miasteczkowe "ZERA" są według mnie właśnie najciekawsze i najbogatsze doznaniowo zazwyczaj.. ;)

      Usuń
  2. Dzięki relacji odwiedziłam Chiature, nigdzie w przewodnikach nie jest ona opisana (a powinna) .
    A tu moja relacja tym razem filmowa https://www.youtube.com/watch?v=TasVROM9278
    Dzięki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wow! cieszę się bardzo, że relacja się przydała! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...