Przejdź do głównej zawartości

Dymiący Wezuwiusz, starożytne Pompeje i chaotyczny Neapol

Dni robią się coraz krótsze, światu ubywa kolorów, a powietrze coraz bardziej nasyca się melancholią... Tradycyjnie w listopadzie polecieliśmy złapać trochę słońca przed zimą... :) Tym razem padło na Włochy. Bartek we Włoszech nie był nigdy, a ja tylko raz i tylko na chwilę - w Trieście przy granicy ze Słowenią. Celem naszego okołoweekendowego lotu był Neapol - który ponoć jest zupełnie inny od reszty włoskich miast... Trzeba więc jeszcze do Italii wrócić, i sprawdzić, czy rzeczywiście... reszta kraju nie tonie w śmieciach?!.. ;)


włoskie miasteczka to skarbnica prania do fotografowania.. ;)

pani opuszczała z balkonu różowe wiaderko na sznurku...

...pan na dole wpakował do niego zakupy - i wiaderko zostało wciągnięte na górę ;)


Na Wezuwiusz pieszo?



To był nasz główny cel obok zobaczenia samego Neapolu - wejść na Wezuwiusz. Nasz pierwotny plan zakładał, żeby tak jak portugalskie Pico, tak i ten włoski wulkan zdobyć na własnych nogach. Analizując jednak okoliczności, możliwości czasowe i szereg innych czynników - zdecydowaliśmy się na wjazd razem z innymi turystami autobusem z Ercolano. Ze zniżką z mapką z hotelu ;) droga w tę i z powrotem kosztowała nas po 9 euro, bilet wstępu na wulkan - kolejne 10 euro. Zaoszczędziliśmy w ten sposób czas na zobaczenie jeszcze tego samego dnia Pompei. Gdybyśmy mieli więcej czasu pewnie skusilibyśmy się na wędrówkę w górę... Przed wyjazdem przeszukałam pół internetu, żeby znaleźć informacje, jaką drogą najlepiej dostać się pieszo na szczyt Wezuwiusza. Wnioski są jednoznaczne - jedyną słuszną drogą jest ta asfaltowa, którą jeżdżą autobusy i samochody. W sezonie jesiennym tych pojazdów nie jest tak wiele, jednak sama droga jest długa i nieco nużąca. Około 14 km z Ercolano. Dostać się tam najłatwiej kolejką jadącą z Neapolu, z placu Garibaldi, w stronę Sorrento. Z pierwszej stacji w Ercolano to jest podobno 3-4 godziny drogi pod górę. Asfalt elegancki, dla wielbicieli rowerowych podjazdów i szalonych zjazdów - doskonały. :) Inne możliwości wejścia na wulkan wiążą się z przedzieraniem przez chaszcze bez żadnej wytyczonej ścieżki, po zastygłej wulkanicznej lawie, która ponoć przy upadku może dotkliwie ranić.





Wrażenia z Wezuwiusza - pełne zachwytu... Krater jest potężny. Można tak mniej więcej połowę okrążenia obejść po wyznaczonej ścieżce. Widoki zapierające dech. Porównywaliśmy nasze obserwacje z dwa razy wyższym portugalskim wulkanem Pico. Ani tu, ani tam w kraterze nie bulgotała gorąca lawa ;). Skały dymiły. Słońce mocno świeciło, widoczność hen, w dal, doskonała. Wulkaniczny księżycowy krajobraz. Niesamowite...









a na dnie krateru... pojawia się nieśmiała roślinność









Wędrówki po Pompejach


Bardzo ciekawe doświadczenie - zobaczyć starożytne miasto zniszczone przez wybuch wulkanu, na którym przed chwilą się było... 
Pompeje robią wrażenie. Sam fakt, że jestem w miejscu, które pamiętam z opowieści z lekcji historii z podstawówki - wow! ;) Warto przed wizytą zagłębić się w historię, poczytać, pooglądać. Pompeje to z pewnością miejsce, które warto odwiedzić, będąc w Neapolu.

W listopadzie 2017 cena biletu wstępu to 13 euro.



















Przechadzki po Neapolu


Tak, Neapol jest brudny. Neapol jest zaśmiecony. Neapol to miasto totalnego rozgardiaszu. Kierowcy samochodów i skuterów jeżdżą, jak chcą. Ulice rządzą się tu zupełnie innymi prawami niż w Polsce. Trąbi się nie wtedy, gdy ktoś sprytnie wymusi pierwszeństwo, a raczej wtedy, gdy choć na chwilę zatamuje się ruch. Albo przy każdych innych okolicznościach. Światła przy przejściu dla pieszych, o ile są, nie mają specjalnego znaczenia. 
Neapol jest głośny, gwarny, chaotyczny. Neapol męczy.

Ale ma w sobie ten cudowny urok miast na Wschodzie... Ten luz. Serdeczność przechodniów pytanych o drogę. To nieprzejmowanie się tym, co i tak nie ma znaczenia. 
Neapol, mimo wszystkich swych wad, chwyta za serce.











kapliczki wszechobecne

metro - stacja Dantego

i Dante we własnej osobie ;)


wnętrze najstarszej galerii handlowej

słodka, nasączona rumem Babà - koniecznie trzeba spróbować! ;)
smakołyk o ponoć polskich korzeniach...

Gdzie w Neapolu zjeść najlepszą margheritę?


Jeśli Neapol - to oczywiście pizza. A jeśli pizza w Nepolu - to rzecz jasna margheritta!

Fascynujące jest oglądanie błyskawicznego tworzenia włoskiej pizzy... Wszystko jest takie proste: rozgniecenie ciasta, uformowanie z niego koła, nałożenie pomidorów, sera, trzy listki bazylii - i do pieca. Minuta-dwie, parę obrotów w gorącym piecu z niskim sufitem - i gotowe. Cudownie jest obserwować mistrzów w tej pracy... :)

Podążając za radami ekspertów od Neapolu (dzięki Ewa! :D) i internetów wytrwale poszukiwaliśmy pizzy doskonałej w tym mieście.. ;) 

Oto nasz ranking:


Miejsce pierwsze:
Pizzeria e Trattoria da Mimi
Quartieri Spagnioli
Via Speranzella, 110-112

Prawdziwie pyszna. :)
Margherita za 3 euro! - dodatkowo najtańsza w naszej klasyfikacji. ;)


Miejsce drugie, ale tak właściwie pierwsze ex aequo ;)
Pizzeria Oliva da Carla e Salvatore
Via Sanità, 11/12

Opis pizzy z tej pizzerii na blogu Biegun Wschodni był tak zachęcający... Że przy okazji oglądania stacji metra zawędrowaliśmy po margheritę aż tam. ;) W smaku inna od tej z Mimi - a jednak równie pyszna. 3,50 euro.


Miejsce trzecie:
Pizzeria Sofia Sas
Via S. Alfonso Maria de Liguori, 2

Nasza pierwsza margherita - i naprawdę dobra. 3,50 euro. Pizzeria przez nas odwiedzona, bo została polecona na blogu Wolnym Krokiem i znajdowała się po naszej drodze z lotniska (tak - z lotniska szliśmy na nogach rezygnując z Alibusa za 5 euro. Według pani z lotniskowej informacji turystycznej na nogach do centrum miasta to tak z 40 kilometrów... Pomimo, że powiedziała to tonem absolutnie pewnym siebie i nie znoszącym sprzeciwu, do naszej Via dei Tribunali dotarliśmy po 4 kilometrach i niecałej godzinie drogi.. ;)).



I jeszcze impresje z Neapolu...






Po linii horyzontu przepływają statki. W ich tle niebieskie cienie wyspy Capri, wulkanu, odległych wzniesień. Siedzimy na wielkich skałach tuż przy morzu. Butelka najlepszego wina z Italii za 1,28 euro odbija promienie zachodzącego słońca. Pomiędzy głazami przemykają koty. Fale morza uderzają o skały, wieje wiatr. Słońce powoli zbliża się do ciasnych zabudowań włoskich domów.

Na wysuniętym w stronę wody zamku chińska para młoda pozuje do zdjęć... ;)














I inne listopadowe loty po słońce ;)





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...