Przejdź do głównej zawartości

Kobiety na Kostrzę!

Skoro na całą sobotę można wybrać się na męską wyprawę w dzicz... To czemu by nie wyruszyć na kobiecą wędrówkę po szlakach? - I tak zrodził się pomysł na sobotni babski wypad w góry. ;)


pranie i góral pod balkonem (?...) z babskiego wypadu w góry ;)

pranie, domek nad piaskownicą i mlecze!


Organizacja na szybko, w pośpiechu i trochę po łebkach. Z doskoku, spontanicznie.
Jak zwykle - trochę na ostatnią chwilę.







Było przepięknie!



Prosto z Jodłownika ruszyłyśmy na Kostrzę.

Wiosenna zieleń aż biła po oczach.




Nasz szlak wiódł przez senne wioski i bukowe lasy. Przez widokowe polany pełne mleczy i przez rozszczekane podwórka z rozjuszonymi kundelkami.

Nas śledziło stadko gęsi, a my śledziłyśmy owce na wolnym wybiegu.


Było słońce, błoto i miłe zmęczenie.

Nad jeziorkiem był tajemniczy, kolorowy ptak, a za opustoszałym domostwem owca o czarnej mordce łypiąca na nas groźnym wzrokiem (a może to był baran - tylko bez rogów?).


czosnek niedźwiedzi, proszę państwa!

spotkania z leśną zwierzyną...



Gęsiareczka Gosia? ;)

niespodziewani goście na szlaku

o, odwrócił się! o, jak pozuje!

...w tym momencie zrobiłyśmy w tył-zwrot! ;)

...i jeszcze inne leśne, dzikie zwierzęta spotykane na szlaku ;)



podróżnicze przysmaki w drodze: ciastka z Włoch, podróbka twixa z Austrii i baton musli znad węgierskiego Balatonu ;)
 




Był deszcz sfruwających kwiatowych płatków z drzew, i deszcz prawdziwie rzęsiście majowy.

Już przy samym zejściu do Tymbarku rozpadało się porządnie. Po prostu: lało jak z cebra. A z pobliskiej kapliczki niósł się dźwięk dzwonu na burzę.
 
Schroniłyśmy się pod blaszanym dachem przystanku i próbowałyśmy łapać stopa. Zaraz przyjechał jednak spóźniony Telesfor i zawiózł nas do zielonego domku Gosi w Jodłowniku - jak zawsze gościnnego, pełnego przysmaków i dobrych chwil. :)



Z kolei wracać do Krakowa chciałyśmy właśnie Telesforem, ale zamiast busa zatrzymał się samochód ze starszym panem jadącym prosto na Wielicką. Autostop to zawsze wspaniała sprawa... Nasz kierowca opowiadał nam o genezie nazwy miejscowości Wilkowice, szlacheckich rodach zamieszkujących mijane ziemie, drewnianych kościółkach płonących w dawnych wiekach... Tymi opowieściami o historii okolicy i z widokiem kwitnących sadów zakończyłyśmy nasz babski wypad w góry. :)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...