Przejdź do głównej zawartości

Doliny w długich cieniach

 14 - 18 września 2016




A skąd to takie piękne pranie z osiołkiem?

No skąd?


Prosto z gór wysokich i rozległych... Z kraju, do którego wróciłam po roku. Prosto z realizacji podróżniczych, górskich marzeń sprzed niemal dwóch lat... (Swoją drogą za te "zlimerykowane" górskie marzenia wygrałam świetną książkę! ;)). 


 Tak, tak - oto i pranie z  rumuńskich Gór Fogaraskich!






Pomimo trudów i chwil zwątpienia udało nam się zrealizować cel naszej wyprawy. Zdobyliśmy najwyższy szczyt Rumunii! (Choć nadal nie wiem, jak poprawnie wymówić jego nazwę... ;) ).

2 544 m n.p.m.!



Tradycyjnie więc już na szczycie powstał Limeryk ze szczytu Korony Gór Europy... ;) Oto i on:

Najwyższego szczytu Rumunii zdobycie
- Moldoveanu - poszło nam wręcz znakomicie!
Widoki dech zapierają, 
ból pleców i nóg wynagradzają,
a z dolin niesie się owczych dźwięków odbicie...




Kilka wspomnień w słowach zamkniętych, prosto z brązowego notatnika, a później już tylko same piękne zdjęcia... :)


Myć zęby - z oszczędnością cennej wody, po którą trzeba wybrać się w przeszywająco zimną, nocną drogę do lodowatego strumyka. 

Myć zęby - i patrzeć na księżyc w pełni nad ciemnymi, groźnymi sylwetkami Gór Fogaraskich...  


Góry są potężne, niepojętnie rozległe. Wysokie, monumentalne. Robią piorunujące wrażenie. Podczas całodziennych wędrówek oczy nasycają się górskimi widokami - hen, hen, po horyzont, i jeszcze dalej....W dalekich dolinach błyszczą w słońcu strumyki i dźwięczą dzwoneczki owiec. Owce to malutkie, migrujące punkciki, jasne kropki na zieleni górskich zboczy.


O poranku dnia ostatniego, już po ataku szczytowym ;), ruszyliśmy w drogę powrotną. Doliny leżały w długich cieniach między górami sinoniebieskimi...Wędrowaliśmy przez te doliny, wspinając się na kolejne górskie pasma, by za chwilę schodzić z nich o trzęsących się nogach. Bardzo wyczerpująca wędrówka, ale też bardzo, bardzo piękna. Słońce w swoim żywiole, wiatr hulający po zboczach dolin, długie cienie gór. 


A pod schronisko osiołki na plecach przynosiły coca-colę i piwo "Ursus". Na twardej ziemi wysypialiśmy się porządnie, bo co tu robić przez długie, ciemne, chłodne godziny w namiocie... To już przecież sam koniec lata. Środek września. Góry groźnie otaczały naszą dolinkę z jeziorem, strumykiem i schroniskiem. Ołowiane chmury toczyły się po niebie...

























Komentarze

  1. Zdjęcia super,brawo.Limeryk też dobry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że ciekawy pomysł na bloga. :) Co do zdjęć - są naprawdę dobre! Gratuluję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Bardzo mi miło przeczytać takie słowa. :)

      Aż pokazałam ten komentarz Mężowi, bo on wciąż powtarza, że "fotografia prania" to nietrafiony pomysł... ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tatry nie pytają, Tatry przyjmują

Kościelec w sierpniu. W czwartek. Rozległe przestrzenie gór. Znajomo, w Wysokich Tatrach jak w domu. Wróciłam na Kościelec po czterech latach. Ponowne samotne wejście. Nabrzmiały sierpień, rozkwitły halą na fioletowo. Chmury wiszą na niebie.  Podsłuchuję ludzi, słucham Maanamu. Czekam aż coś mnie zahaczy. Przeżywam. Doznaję. Istnieję. Różne ludzkie światy. Wchodzę, słucham, mijam. Gdziekolwiek wyjedziesz - spotkasz tam samą siebie.

Wzdłuż nadbałtyckich krajów: Litwa-Łotwa-Estonia i ich stolice

6-19.08.2013 Wileńskie pranie: Cudowna, leniwa podróż przez nabałtyckie kraje... Wiele wrażeń, odkryć i mnóstwo radości. widok spod wieży Giedymina na stare miasto Wilna (zdj. Bartka) Na początek opowieści parę praktycznych informacji...

Nad Bergen zbierają się chmury...

29-30 sierpnia 2014 Co nie jest tam rzadkim zjawiskiem. Morze granatowieje, a wiatr pachnie wyczekiwaniem.   I już po chwili  rozkwitają parasole, mokną drewniane uliczki Bryggen . Nic więc dziwnego, że o pranie prosto z Bergen trudno... ;) Pozostaje więc zaprezentować pranie z norweskiego Voss : W Voss, po dłuuugim wyczekiwaniu, zatrzymała się dla nas przemiła pani, typowo po norwesku ceniąca bliski kontakt z dziką naturą, szczęśliwie dla nas jadąca prosto do Bergen. Namiot rozbiliśmy w lesie na górze Fløyen , nieopodal farmy trolli i platformy widokowej. Wieczorem więc do nasycenia oczu można było wpatrywać się w miasto malowane światłem na wodzie ...